Rzadki gatunek strunowca

W światowej muzyce, zdominowanej obecnie przez rap, artyści posługujący się gitarą nie mają lekko.

Publikacja: 24.08.2018 18:00

Rzadki gatunek strunowca

Foto: materiały prasowe

Sukces Eda Sheerana tylko potwierdza tę regułę jako wyrazisty wyjątek. Najciężej mają ci, którzy łapią się do niemodnej kategorii rock, bo po całkiem niedawnym rockowym szaleństwie nie ma prawie śladu. Nawet gitarowe tuzy pokroju Arctic Monkeys uciekają od instrumentów strunowych w stronę elektroniki, o czym świadczy ich ostatni album „Tranquility Base Hotel & Casino".

Nie znaczy to jednak, że gitara w ogóle jest do kupienia tylko w antykwariatach. Różnica polega na tym, że dzisiejsi „strunowcy" zdobywają uznanie wśród krytyków i słuchaczy najczęściej na drodze minimalizmu, który jest w cenie. Ameryka zakochała się w prostocie i autentyczności piosenek folkującego Sufjana Stevensa czy bezpretensjonalnego Maca DeMarco.

Z podobnego gatunku wyrasta Mitski Miyawaki. 28-latka z japońsko-amerykańskimi korzeniami. Urodziła się w Japonii, ale dojrzewała już w Nowym Jorku i tam wkraczała w środowisko muzyczne.

Pierwsze albumy Mitski były zanurzone w surowych, brudnych brzmieniach, które na kolejnych krystalizowały się do postaci wypolerowanego indie popu, opartego na prostych melodiach i – co niezwykle ważne w przypadku Mitski – słowach. Nie chodzi tylko o warstwę liryczną piosenek, ale też o brzmienie śpiewanych fraz i stojące za nimi emocje.

Na jej nowej płycie „Be the Cowboy" – krótkiej, bo zaledwie 32-minutowej – znajdziemy kilka świetnych singli. Choćby „A Pearl" o niezdrowej relacji, która jednak jest zbyt cenna, by ją odrzucić, albo pulsujące pianinem i syntezatorami „Nobody", w którym wokalistka prosi chociaż o „jeden filmowy pocałunek". „Be the Cowboy" to bowiem opowieść o samotności. Trochę smutna, ale na pewno nie depresyjna. Mitski śpiewa o byciu samemu w swym wewnętrznym świecie, gdzie nie ma miejsca dla innych, gdy tworzy się muzykę.

Mitski, „Be the Cowboy", prod. Dead Oceans/dystr. Mystic Productions

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Sukces Eda Sheerana tylko potwierdza tę regułę jako wyrazisty wyjątek. Najciężej mają ci, którzy łapią się do niemodnej kategorii rock, bo po całkiem niedawnym rockowym szaleństwie nie ma prawie śladu. Nawet gitarowe tuzy pokroju Arctic Monkeys uciekają od instrumentów strunowych w stronę elektroniki, o czym świadczy ich ostatni album „Tranquility Base Hotel & Casino".

Nie znaczy to jednak, że gitara w ogóle jest do kupienia tylko w antykwariatach. Różnica polega na tym, że dzisiejsi „strunowcy" zdobywają uznanie wśród krytyków i słuchaczy najczęściej na drodze minimalizmu, który jest w cenie. Ameryka zakochała się w prostocie i autentyczności piosenek folkującego Sufjana Stevensa czy bezpretensjonalnego Maca DeMarco.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata