Miasto jest jednością, ale w praktyce naszego odczuwania odbieramy je fragmentarycznie. Każdy z nas zauważa to, co jest dla niego ważne i potrzebne. Szczególnie teraz, w czasie roznamiętnienia wyborczego. Bo dla jednych to transport, dla innych zieleń i parki albo sport lub tereny zabaw dla dzieci blisko domu, czasem miejsca pracy lub kultura, a czasem szkoła i przedszkole, żłobek lub zdrowie.
Dla innych to duma z miasta i jego tradycji, czasem dramatycznej, a niekiedy wstydliwie ukrywanej, ale też sposób jego zarządzania, dostęp do informacji o tym, co jest i co będzie. To również to, co dotyczy nas, starszych lub młodych.
Miasto jest więc odczytywane cząstkowo, w segmentach, i taki sposób jego dostrzegania jest podkreślany aktualnym systemem prawnym. Taka segmentacja miasta jest modelem jego zarządzania opisanym w kilku ustawach. Bo te wskazują na co najmniej 14 planów i programów sektorowych, które obligatoryjnie powinny być przez władze gminy sporządzane. A każdy z nich w swojej odrębnej procedurze.
Dotyczą one zarówno kwestii planowania przestrzennego, jak i studium uwarunkowań oraz planów miejscowych, ale też programów ochrony środowiska czy planów gospodarki odpadami, planu gospodarowania zasobem mieszkaniowym czy też planu wykorzystania zasobu nieruchomości gminy. Ale to również założenia i plany zaopatrzenia w ciepło i energię, rozwoju sieci drogowej, infrastruktury kanalizacyjnej czy też program rozwiązywania problemów alkoholowych lub zarządzania kryzysowego, ale również opieki nad zabytkami lub usuwania azbestu.
Wielość problemów i zagadnień do planowania. A dodatkowo są jeszcze dokumenty wynikające z regulacji Unii Europejskiej, których sporządzanie jest często warunkiem uzyskania środków finansowych. Miasto przestaje więc być jednością, bo wszystkie te plany i programy wymagają uruchomienia odrębnych procedur, ale także stojących za nimi jednostek organizacyjnych. Ustawowy system zarządzania rozrywa jednolitość miejską.