Polityczny grzech pierworodny w mediach publicznych to włączenie ich dekady temu do partyjnej nomenklatury sięgającej nawet szeregowych reporterów. Na korytarzach Polskiego Radia legendy krążą o tym „kto od kogo jest" i kto za kim stoi. Tak jest od wielu lat i rządów. Ale przedtem na swoich miejscach zostawali dziennikarze niemający w papierach żadnej politycznej protekcji, a jeśli szczególnie srogi prezes kogoś wyrzucił, to po wygranym procesie ten ktoś wracał do radia i jakoś wtapiał się w korytarze. Zdarzało się także, że ci z protekcją tak zakochiwali się w radiu, że zostawali przy mikrofonach, mimo pędzących im nad głową politycznych burz. Ten czas już się jednak skończył. Nowa ekipa Polskiego Radia, której patronuje szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański wraz z żoną Anną, która jest wicedyrektorem biura programowego PR, oraz z posłanką PiS Joanną Lichocką przestała się ścigać na słuchalność. Wygląda na to, że jedynym celem jest teraz pełna kontrola treści, nawet za cenę śmierci poszczególnych anten. To było widać przy okazji afery z piosenką Kazika. A to, co w Trójce dzieje się teraz – to tylko konsekwencja.

„Kubie Strzyczkowskiemu udało się rozszczelnić zwarty dotychczas system całkowitej kontroli partii rządzącej nad mediami publicznymi. Przez te trzy miesiące Trójka faktycznie działała niezależnie i bez jakichkolwiek śladów cenzury – tak, jak powinno być wszędzie. Nowa dyrekcja, z politycznego nadania, siłą rzeczy o niezależność nawet nie będzie się starać. W tej sytuacji (...) nie widzę innej możliwości jak wstrzymanie współpracy – ogłosił w mediach społecznościowych Tomek Michniewicz, dziennikarz i podróżnik, który do Trójki przyszedł za namową Strzyczkowskiego.

To niejedyny głos. „Warto było zaufać Kubie i ruszyć z Nim w radiowy rejs na początku czerwca. Gdyby czas się cofnął – a ja miałbym raz jeszcze podjąć decyzję, znając rozwój wypadków – postąpiłbym tak samo. To były piękne tygodnie wolnego radia. Prawdziwie publicznej Trójki – napisał prowadzący „Zapraszamy do Trójki" Patrycjusz Wyżga, który do radia trafił z TVN 24.

W środę Onet poinformował, że Ziobro i jego ludzie wycięci są zupełnie z TVP Info. Ma się tak dziać w wyniku paktu między Nowogrodzką a Jackiem Kurskim. To jednak nie koniec. Bo konia z rzędem temu, kto w programach publicystycznych radiowej Jedynki znajdzie polityka z Porozumienia Jarosława Gowina! Cenzorskie zapisy sięgają więc nie tylko opozycji, ale i (a może przede wszystkim) koalicjantów. Dzieje się to przy pełnej kontroli antenowej i akceptowaniu tematów reporterskich na kolegiach pod kierunkiem prezes Agnieszki Kamińskiej i dyrektor Anny Czabańskiej, odbywających się codziennie w gmachu na Malczewskiego. Zdarzało się tam, że temat na 4–5 minut, zgłaszany przez dziennikarza np. w czwartek, przechodził wszystkie redakcyjne szczeble, by zostać ostatecznie wyrzucony do kosza o godz. 10 następnego dnia przez najwyższe władze radia. Przez trzy miesiące Strzyczkowski funkcjonował poza tą kontrolą.

Taka enklawa nie miała prawa istnieć.