Jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej w USA Facebook i inne media społecznościowe były oskarżane o to, że zbyt łatwo umożliwiały szerzeniu się niesprawdzonych informacji, tzw. „fake news”. Wiele z tych „informacji” było w oczywisty sposób bzdurą, jak ta o poparciu Trumpa przez papieża Franciszka. Po kampanii, gdy przyszedł czas na podsumowania, Facebookowi dostało się za to, że nic nie zrobił, by ograniczyć zalew fałszywych wiadomości.

Gigant mediów społecznościowych szybko ogłosił, że zamierza coś z tym zrobić. Teraz przeszedł od słów do czynów i poinformował, że artykuły zawierające fałszywe informacje będą specjalnie oznaczane w strumieniu wiadomości, jaki pojawia się każdemu użytkownikowi Facebooka. Oprócz oznaczenia pojawi się także czerwone oznaczenie z informacją, że owa wiadomość jest poddana pod dyskusję przez organizację sprawdzającą wiarygodność informacji. Co istotne – Facebook nie będzie sam sprawdzał wiarygodności newsów. Mark Zuckerberg wielokrotnie powtarzał, że Facebook nie będzie tego robił, zamiast tego będzie polegać na „godnych zaufania niezależnych organizacjach”.

Zuckerberg nadal powtarza, że nie wierzy, by fałszywe newsy wpłynęły w sposób istotny na wynik wyborów w USA, jednak traktuje problem poważnie. Dlatego też, oprócz oznaczania fałszywych wiadomości Facebook pracuje nad zmniejszeniem potencjalnych korzyści finansowych, jakie mogą się wiązać z takimi publikacjami.

Jest raczej pewne, że Facebook nawet z pomocą niezależnych organizacji nie będzie w stanie wychwycić wszystkich fałszywek. Użytkownicy mediów społecznościowych mogą jednak sami radzić sobie z tym problemem, po prostu sprawdzając podejrzanie sensacyjne doniesienia widoczne w mediach społecznościowych poprzez wyszukiwarkę. Jeżeli są one nieobecne na najbardziej profesjonalnych stronach, to zazwyczaj są, po prostu, fałszywką.