Dwa tygodnie temu wydawało się, że nowe otwarcie jest możliwe. Po 12 latach u władzy do opozycji przechodził Beniamin Netanjahu, a na jego miejsce na czele rządu stawał Naftali Bennett. Co prawda jego minister spraw zagranicznych Yair Lapid jeszcze jako członek Knesetu dał się poznać z ostrych tweetów oskarżających Polskę o współudział w organizacji Holokaustu. Jednak źródła dyplomatyczne sygnalizowały, że w nowej roli byłby gotów do pojednania. Do Polski chciał przyjechać już jego poprzednik Gabi Aszkenazi, ale Warszawa domagała się przeprosin za oskarżenia o udział narodu polskiego w Zagładzie, jakie miał wysunąć w Warszawie w styczniu 2019 r. Netanjahu. Wspólna deklaracja obu premierów w czerwcu okazała się niewystarczająca.

Czytaj także - Lesław Piszewski: O jeden most za daleko

Niefortunna ustawa zaproponowana przez ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, w której zapisano kary więzienia za posądzanie Polaków o współudział w Zagładzie, zinterpretowano na świecie jako zablokowanie badań nad tym, co stało się w czasie okupacji. Polska po pół roku wycofała się z kar. Dziś sprawa wraca. Choć modyfikacja kodeksu postępowania administracyjnego (k.p.a.) odnosi się do mienia znacjonalizowanego przez władze komunistyczne i nie jest bezpośrednio związana z Zagładą, Lapid oskarża Polaków o ukrywanie swojej roli w anihilacji Żydów. Premier Morawiecki ripostował, że nasz kraj „nie zapłaci ani jednego złotego, euro czy dolara za zbrodnie niemieckie".

Politycy w obu krajach starają się dotrzeć przede wszystkim do krajowego elektoratu. W Polsce wątek blokowania rekompensat dla obywateli II RP i ich potomków żydowskiego pochodzenia był już używany m.in. w kampanii Andrzeja Dudy. Teraz spór podchwyciły światowe media, jak Al-Dżazira czy Bloomberg, i trzeba będzie najpewniej kolejnej zmiany rządów w Polsce i Izraelu, aby go przełamać.