rp.pl: Dziewięć lat temu w Smoleńsku tłumaczyła pani rozmowę Donalda Tuska z Władimirem Putinem. Żałuje pani?
Magda Fitas-Dukaczewska: Nie żałuję. Nie przypominam sobie żadnego tłumaczenia, którego bym żałowała. Uważam, że buduje nas suma naszych doświadczeń – dobrych, złych, szczęśliwych i czasem tragicznych. Tamte wydarzenia ze Smoleńska też na mnie wpłynęły. Zresztą ktoś musiał to zrobić.
W połowie marca sąd zdecydował, że nie może pani zeznawać w śledztwie dotyczącym podejrzenia zdrady dyplomatycznej. Prokuratura jednak zastrzegała wówczas, że droga do pani przesłuchania nie jest jeszcze zamknięta. Jakie są realnie szanse na to, że będzie pani zmuszona opowiedzieć o szczegółach tamtej rozmowy?
- Moim zdaniem rozsadek przemawiałby za niepodejmowaniem przez prokuraturę kolejnej próby przesłuchania. Sąd już raz jasno prawomocnie postanowił, że prokurator nie przedstawił argumentów, które uzasadniałyby interes wymiaru sprawiedliwości w zdjęciu tajemnicy tłumacza. Ja uważam, że prokurator tych argumentów nie przedstawił nie dlatego, że zapomniał, zgubił je w szufladzie, lub jest niekompetentny. Wręcz przeciwnie – uważam, że doskonale porusza się w prawie karnym, a tych argumentów po prostu nie ma. I nie pojawią się nagle żadne wstrząsające powody, które bezwzględnie będą wymagały przesłuchania mnie. Poza tym od początku stałam na stanowisku, że zmuszenie mnie do zeznań wiąże się z oczywistą stratą dla państwa, zaufania do dyplomacji, do tłumaczy, nie tylko w polityce, ale i w biznesie i relacjach prywatnych. Po drugiej stronie stoi bardzo wątpliwy potencjalny uzysk dla wymiaru sprawiedliwości z zeznań tłumacza po dziewięciu latach i tysiącach innych tłumaczonych przeze mnie rozmów od tamtego 10 kwietnia. Wiarygodność wspomnień uszczuplona jest także przez fakt, że tłumacz podczas pracy musi zapamiętać tylko ostatni fragment 1-2 minut tekstu, który w kolejnej wypowiedzi nadpisywany jest przez nowe informacje. Jak można w takiej sytuacji odpowiadać po rygorem odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania? Jednak wiem też, że to, co wydaje się logiczne i rozsądne, nie zawsze wygrywa.
Pani klientami było kilku prezydentów RP, ale także Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro czy Andrzej Duda, jeszcze zanim został prezydentem. Dlaczego dzień przed objęciem przez tego ostatniego najwyższego urzędu, oddała pani swoją przepustkę do kancelarii?