Fitas-Dukaczewska: Nie żałuję tłumaczenia rozmów Tusk-Putin

Nie potrafiłabym stać obok przedstawicieli obecnych władz – rządu czy prezydenta i z przekonaniem powtarzać ich słów. Z tymi słowami fundamentalnie się nie zgadzam. Spaliłabym się ze wstydu – opowiada w rozmowie z serwisem rp.pl Magda Fitas-Dukaczewska, tłumaczka.

Aktualizacja: 10.04.2019 13:32 Publikacja: 10.04.2019 08:23

Były premier Donald Tusk i tłumaczka Magdalena Fitas-Dukaczewska

Były premier Donald Tusk i tłumaczka Magdalena Fitas-Dukaczewska

Foto: Fotorzepa/ Radek Pasterski

rp.pl: Dziewięć lat temu w Smoleńsku tłumaczyła pani rozmowę Donalda Tuska z Władimirem Putinem. Żałuje pani?

Magda Fitas-Dukaczewska: Nie żałuję. Nie przypominam sobie żadnego tłumaczenia, którego bym żałowała. Uważam, że buduje nas suma naszych doświadczeń – dobrych, złych, szczęśliwych i czasem tragicznych. Tamte wydarzenia ze Smoleńska też na mnie wpłynęły. Zresztą ktoś musiał to zrobić.

W połowie marca sąd zdecydował, że nie może pani zeznawać w śledztwie dotyczącym podejrzenia zdrady dyplomatycznej. Prokuratura jednak zastrzegała wówczas, że droga do pani przesłuchania nie jest jeszcze zamknięta. Jakie są realnie szanse na to, że będzie pani zmuszona opowiedzieć o szczegółach tamtej rozmowy?

- Moim zdaniem rozsadek przemawiałby za niepodejmowaniem przez prokuraturę kolejnej próby przesłuchania. Sąd już raz jasno prawomocnie postanowił, że prokurator nie przedstawił argumentów, które uzasadniałyby interes wymiaru sprawiedliwości w zdjęciu tajemnicy tłumacza. Ja uważam, że prokurator tych argumentów nie przedstawił nie dlatego, że zapomniał, zgubił je w szufladzie, lub jest niekompetentny. Wręcz przeciwnie – uważam, że doskonale porusza się w prawie karnym, a tych argumentów po prostu nie ma. I nie pojawią się nagle żadne wstrząsające powody, które bezwzględnie będą wymagały przesłuchania mnie. Poza tym od początku stałam na stanowisku, że zmuszenie mnie do zeznań wiąże się z oczywistą stratą dla państwa, zaufania do dyplomacji, do tłumaczy, nie tylko w polityce, ale i w biznesie i relacjach prywatnych. Po drugiej stronie stoi bardzo wątpliwy potencjalny uzysk dla wymiaru sprawiedliwości z zeznań tłumacza po dziewięciu latach  i tysiącach innych tłumaczonych przeze mnie rozmów od tamtego 10 kwietnia. Wiarygodność wspomnień uszczuplona jest także przez fakt, że tłumacz podczas pracy musi zapamiętać tylko ostatni fragment 1-2 minut tekstu, który w kolejnej wypowiedzi nadpisywany jest przez nowe informacje. Jak można w takiej sytuacji odpowiadać po rygorem odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania? Jednak wiem też, że to, co wydaje się logiczne i rozsądne, nie zawsze wygrywa.

Pani klientami było kilku prezydentów RP, ale także Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro czy Andrzej Duda, jeszcze zanim został prezydentem. Dlaczego dzień przed objęciem przez tego ostatniego najwyższego urzędu, oddała pani swoją przepustkę do kancelarii?

- Dlatego, że wiedziałam, co nadchodzi. W pracy tłumacza podstawą jest rozumieniu tekstu. Słucham i czytam ze zrozumieniem. PiS zapowiadał w kampanii dokładnie to, co potem zrobił i robi do tej pory. Nic z ich ruchów mnie nie dziwi. Ci, którzy liczyli, że będzie dobrze, nowocześnie, a kraj spłynie mlekiem i miodem, przejawiali myślenie życzeniowe i wypierali te fragmenty zapowiedzi PiS, które  im się nie podobały. Zresztą próbkę ich rządów mieliśmy w latach 2005-07. Ja nie miałam żadnych złudzeń.  I nie zgadzałam się na to, by ktokolwiek mnie z tą ekipą kojarzył. Tłumacz, pracujący regularnie dla jednego klienta, jest z nim identyfikowany. Nie potrafiłabym stać obok przedstawicieli obecnych władz – rządu czy prezydenta i z przekonaniem powtarzać ich słowa. Z tymi słowami fundamentalnie się nie zgadzam. Spaliłabym się ze wstydu.

W grudniu w rozmowie z serwisem rp.pl wspominała pani, że w katastrofie zginęło wielu pani znajomych i przyjaciół. W jaki sposób czci pani ich pamięć 10 kwietnia?

- Ja o nich pamiętam na co dzień. Rozmawiamy o nich, jakby żyli. Dziś (rozmowa odbywa się 9 kwietnia – przyp. red.) są na przykład urodziny Jerzego Szmajdzińskiego – wiedział pan? Czasem na ulicy oglądam się za kimś, bo myślę, że to Janosik, albo Darek Jankowski. Przed oczami mam uśmiechniętą twarz Basi. Do tej pory nie wykasowałam z telefonu ich numerów.

Cieszy panią postawienie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej na warszawskim placu Piłsudskiego?

- Nie, bo ten pomnik dzieli. Został zbudowany w atmosferze skandalu, bez zgody wszystkich, dla których upamiętnienie jest ważne. A pomnik ofiar tej strasznej katastrofy musi nas łączyć – byśmy wszyscy poczuli, że jest nasz, a nie tylko tych drugich.

rozmawiał Paweł Szaniawski

rp.pl: Dziewięć lat temu w Smoleńsku tłumaczyła pani rozmowę Donalda Tuska z Władimirem Putinem. Żałuje pani?

Magda Fitas-Dukaczewska: Nie żałuję. Nie przypominam sobie żadnego tłumaczenia, którego bym żałowała. Uważam, że buduje nas suma naszych doświadczeń – dobrych, złych, szczęśliwych i czasem tragicznych. Tamte wydarzenia ze Smoleńska też na mnie wpłynęły. Zresztą ktoś musiał to zrobić.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej