Odbudowywanie sojuszów i poszukiwanie siły

Waszyngton zapewnia Tokio i Seul, że jest gotowy ich bronić przed zagrożeniem ze strony Pekinu. Chiny drwiąco wskazują na osłabienie konkurencyjności Ameryki.

Aktualizacja: 16.03.2021 21:28 Publikacja: 16.03.2021 18:30

We wtorek w Tokio. Od lewej sekretarze obrony i stanu Lloyd Austin i Antony Blinken oraz ministrowie

We wtorek w Tokio. Od lewej sekretarze obrony i stanu Lloyd Austin i Antony Blinken oraz ministrowie Toshimitsu Motegi (MSZ) i Nobuo Kishi (obrony)

Foto: AFP

– W razie potrzeby odepchniemy Chiny, jeśli użyją przymusu lub agresji dla osiągnięcia swoich celów – zapewnił w Tokio amerykański sekretarz stanu Antony Blinken.

Wraz z sekretarzem obrony Lloydem Austinem wyruszył z pierwszą wizytą zagraniczną jako przedstawiciel administracji prezydenta Joe Bidena. Obaj od razu pojechali do Tokio, w środę są w Seulu. By nikt – przede wszystkim Chińczycy – nie miał wątpliwości, jaki jest cel wizyty, Austin rozpoczął ją od odwiedzenia głównej amerykańskiej bazy wojskowej Yokota, położonej na zachód od Tokio.

– Naszym celem jest upewnienie się, że mamy możliwości i plany operacyjne (...), że jesteśmy w stanie zapewnić wiarygodne odstraszanie Chin. Lub kogokolwiek innego – powiedział dziennikarzom. Po raz pierwszy, zarówno w dokumentach przedstawionych w Tokio, jak i w publicznych wypowiedziach, Chiny zostały nazwane głównym zagrożeniem militarnym (zarówno w regionie, jak i w skali globalnej).

Jeszcze na pokładach samolotów lecących do Japonii obaj politycy pokazywali dziennikarzom krótkie notatki służbowe, z których wynikało, że USA uznają grupę bezludnych wysepek (leżących 420 km na wschód od Okinawy) za część terytorium Japonii. Pretensje do tych wysp zgłaszają Chiny. 1 lutego Pekin zaaprobował ustawę zezwalającą na otwieranie ognia do zagranicznych statków i okrętów naruszających chińskie wody terytorialne. W Tokio uznano to za krok skierowany przeciw ich jednostkom pływającym w pobliżu archipelagu.

Teraz obaj Amerykanie zapewnili, że bezludny archipelag również objęty jest działaniem amerykańsko-japońskiego traktatu o wzajemnym bezpieczeństwie. A to oznacza, że każde ewentualne starcie chińsko-japońskie na jego wodach będzie powodem do amerykańskiej interwencji.

„Nie powinno się celować czy podkopywać interesów trzecich państw, lecz promować pokój i stabilizację w regionie azjatycko-pacyficznym" – stwierdziło z kolei chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, nim jeszcze obaj politycy wylądowali w Japonii.

Ale sekretarze przywieźli na wyspy nie tylko obietnicę odbudowania ścisłego sojuszu naruszonego trumpowskim hasłem „America First". Żądają też od Japończyków, by ci więcej wydawali na swą obronę – zupełnie jak poprzedni prezydent.

Waszyngton jest przekonany, że wspólną obronę bardzo wzmocniłoby zbudowanie w końcu przez Japonię własnego systemu obrony antyrakietowej. Tylko że od czterech lat prace nad nią się nie posunęły. – To, co oni robią albo nie robią, wpływa na naszą zdolność pomagania im – podsumował dla „Foreign Policy" jeden z wyższych rangą urzędników obecnego Departamentu Stanu. – To się dopiero okaże, czy obecna koncentracja (wojsk amerykańskich w Japonii – red.) będzie wystarczająca w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony Chin – stwierdził jeden z urzędników poprzedniej administracji. Na wyspach stacjonuje ok. 54 tys. amerykańskich żołnierzy. Jednocześnie Amerykanie próbują też pogodzić między sobą swoich sojuszników: Japonię z Koreą Południową (spór o drugą wojnę światową doprowadził nawet do zawieszenia współpracy wywiadowczej obu krajów) i Japonię z Tajwanem (Tajpej też pretenduje na archipelag Senkaku).

„Najważniejszym zadaniem Japonii jest takie zarządzanie stosunkami z USA i Chinami, by stworzyć specjalną równowagę strategiczną opartą na własnych interesach" – drwiąco przywitało Amerykanów chińskie wydanie „Global Times".

„Współpraca gospodarcza Chin z Koreą Południową całkowicie przygniata amerykańsko-koreańską. Proponować Seulowi, by ją porzucił, byłoby jak przehandlowanie jabłoni w zamian za jedno jabłko" – podsumowali Chińczycy amerykańskie wysiłki.

– W razie potrzeby odepchniemy Chiny, jeśli użyją przymusu lub agresji dla osiągnięcia swoich celów – zapewnił w Tokio amerykański sekretarz stanu Antony Blinken.

Wraz z sekretarzem obrony Lloydem Austinem wyruszył z pierwszą wizytą zagraniczną jako przedstawiciel administracji prezydenta Joe Bidena. Obaj od razu pojechali do Tokio, w środę są w Seulu. By nikt – przede wszystkim Chińczycy – nie miał wątpliwości, jaki jest cel wizyty, Austin rozpoczął ją od odwiedzenia głównej amerykańskiej bazy wojskowej Yokota, położonej na zachód od Tokio.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?