Każdego roku polskie prokuratury wysyłają do sądów ok. 500 tys. aktów oskarżenia. Ponad 30 proc. pokrzywdzonych korzysta przed sądem z pełnomocnika z urzędu; kolejnych 40 proc. z wyboru. Reszta radzi sobie sama. Posłowie chcą to zmienić za sprawą projektu noweli procedury karnej, który dziś ma trafić do pierwszego czytania w Sejmie. Propozycje popiera minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.
– Sprawa karna to traumatyczne przeżycie dla pokrzywdzonego, dużo bardziej niż cywilna, a tam możliwość pomocy członka rodziny już istnieje – tłumaczy „Rzeczpospolitej" poseł PO Lidia Staroń, sprawozdawca projektu. Zastrzega, że chodzi jedynie o możliwość. Osoba najbliższa pokrzywdzonemu mogłaby go reprezentować obok adwokata lub radcy albo zająć ich miejsce.
– Nie każdego stać na adwokata z wyboru, a na tego z urzędu nie każdy może liczyć – mówi nam Krzysztof Wosiński ze Stowarzyszenia Osób Pokrzywdzonych. I dodaje, że ofiary gwałtu, wypadków drogowych czy rozbojów mają ogromny kłopot z opanowaniem emocji, ze spojrzeniem w twarz oskarżonemu i walką o swoje prawa. W takich sytuacjach najbliższy pełnomocnik mógłby im pomóc, a nawet zastąpić.
Przeciwnicy tego pomysłu twierdzą, że może wręcz zaszkodzić pokrzywdzonym.
– Uczestnictwo w postępowaniu karnym wymaga przygotowania zawodowego, wiedzy i doświadczenia procesowego – twierdzi radca prawny Michał Wawrykiewicz.
– Celem całego procesu jest skazanie winnego przestępstwa. A do tego trzeba wiedzieć, jakie wnioski zgłaszać, jakie środki zaskarżenia są możliwe etc.