– Ona ożywiła jego mroczne wizje. Obrazy Beksińskiego miały wielu miłośników w gronie ludzi szczególnie wrażliwych, chorych psychicznie. Poruszały mroczne rejony wyobraźni. Kiedy usłyszałem o jego śmierci, miałem wrażenie, że sam ją sprowokował.
Tematem filmu Alicji Wosik są mało znane wątki z życia i twórczości wybitnego artysty, począwszy od czasów, gdy tworzył w rodzinnym Sanoku, projektując futurystyczne modele autobusów dla miejscowej fabryki, poprzez moment, gdy niedoceniany „z hukiem” się z tego miasta wyprowadził, paląc część obrazów, przez etap warszawski, śmierć żony i syna, powrót do korzeni twórczości, aż po ostatnie minuty przed śmiercią w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie.
Mieszkanie to robiło niezwykłe wrażenie. Po prawej stronie od windy zwracały uwagę masywne drzwi, kojarzące się z wejściem do bankowego skarbca. Po ich przekroczeniu trafiało się do tajemniczego labiryntu korytarzy i lustrzanych ścian. Wszystko było sterylnie czyste i nafaszerowane techniką. Kamery rejestrowały każdego przybysza.
Podczas dłuższej rozmowy słychać było dźwięk dzwonka, który np. sygnalizował porę zażycia lekarstwa. W lustrach odbijały się wydruki komputerowe prac malarza. On sam sprawiał wrażenie człowieka towarzyskiego, choć już po kilku minutach spotkania można było wyczuć, jak wielkim był samotnikiem.
Po śmierci żony chorej na raka i samobójstwie syna Tomasza sprawiał wrażenie człowieka gotowego na śmierć. Na czołowym miejscu jego dość klaustrofobicznej pracowni przypięty pinezką był testament. Zdzisław Beksiński zginął zamordowany w nocy z 21 na 22 lutego 2005 roku – przez dziewiętnastolatka, który wraz ze swoją rodziną sprzątał w domu malarza i dokonywał tam drobnych napraw.