Sprawa ma dwóch bohaterów. Pierwszym jest Zbigniew Melnik, oficer z najwyższego policyjnego szczebla – wicedyrektor Biura Kontroli w Komendzie Głównej Policji. Stając do konkursu na komendanta w terenie, przedstawił pracę ściągnięta z konkurenta. Ale zamiast wylecieć z hukiem, odchodzi na własną prośbę.
– Nie odpuszczę. Przygotowuję doniesienie do prokuratury i pozew cywilny. Nie pozwolę plamić honoru policyjnego munduru – mówi „Rz" Leszek Kardaszyński, były wicedyrektor Biura Kryminalnego KGP, którego pracę Melnik miał wykorzystać.
Incydent zdarzył się 22 kwietnia podczas konkursu na komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy. Bomba wybuchła, gdy Melnik i Kardaszyński przedstawili autorskie koncepcje prowadzenia komendy. Prace były niemal identyczne.
Kto popełnił plagiat? Kardaszyński ma dowody, że nie on.
Jak mówi, oparł się na swojej autorskiej koncepcji przygotowanej w 2009 r., gdy startował w konkursie na komendanta wojewódzkiego policji w Radomiu. – Uznałem, że tamte moje pomysły dotyczące m.in. zwalczania przestępczości są aktualne, więc zawarłem je w obecnej koncepcji. Skorzystałem z tego, co sam wymyśliłem. Tamten konkurs był pierwszym organizowanym przez ówczesnego komendanta głównego, więc nie mogłem z nikogo ściągać – mówi „Rz" Leszek Kardaszyński. Tak powiedział też komisji.