[b]Trybunał jest po jednej z największych w swej historii wymian sędziów. Powróciła przy tej okazji dyskusja, czy to politycy powinni wybierać sędziów. Jakie jest pana zdanie?[/b]
[b]prof. Andrzej Rzepliński:[/b] Tryb wybierania sędziów nie wymaga moim zdaniem zmian. Sądzę, że jest konieczne, aby sędziowie konstytucyjni byli wybierani przez parlament. Tylko w ten sposób sędzia taki dla swojej silnej władzy strażnika konstytucyjności prawa otrzymuje pośrednio demokratyczną legitymację. A musi ją mieć, by tę władzę (negatywnego ustawodawcy) sprawować skutecznie.
Jestem natomiast za tym, żeby ustalony w ustawie okres między wyłonieniem w Sejmie oficjalnej listy kandydatów a głosowaniem był istotnie dłuższy. Środowiska prawnicze – akademickie i zawodowe, sędziowie konstytucyjni w stanie spoczynku, dziennikarze i organizacje pozarządowe powinni mieć czas na wszechstronne sprawdzenie kandydata, zwłaszcza merytorycznie. Dotychczasowy dorobek: orzeczenia, publikacje, apelacje i kasacje, skargi konstytucyjne, opinie prawne dla Sejmu czy Senatu – to wszystko musi być starannie zbadane, aby posłowie otrzymali dokładną informację o kandydacie. Być może posłowie powinni wybierać sędziów w tajnym głosowaniu, wtedy ich legitymacja byłaby silniejsza.
[b]Czy jednak kandydatów nie powinny wskazywać np. rady uniwersyteckich wydziałów prawa?[/b]
Od środowisk naukowych oczekiwałbym opinii o kandydacie. Doświadczenia z powoływaniem członków Rady IPN czy rad nadzorczych publicznych radia i TV nie są zachęcające. Płonne okazały się nadzieje, że takie wybory nie wywołają kontrowersji merytorycznych i politycznych. Część rad naukowych z różnych przyczyn nie zdoła udźwignąć nałożonego przez ustawodawcę obowiązku. A nie sposób w ustawie arbitralnie przyznać tego prawa np. tylko kilku radom uniwersyteckich wydziałów prawa bez sporu o arbitralność tego doboru. Ale opinie rad o wyłonionych już kandydatach będą miały istotny walor.