Mateusz Ślęczka: Sądy przyjazne użytkownikowi to nie tylko ich strony w internecie

Termin „przyjazny użytkownikowi” jest relatywnie nowy. Trudno odnieść go do konkretnych działań, mających ułatwić nam codzienne zmagania z biurokracją.

Publikacja: 12.10.2022 13:17

Mateusz Ślęczka: Sądy przyjazne użytkownikowi to nie tylko ich strony w internecie

Foto: Adobe Stock

Najczęściej kojarzy się z cyberprzestrzenią,w której innowacji jest najwięcej, a dynamika dostosowywania rozwiązań do oczekiwań użytkownika jest najefektywniejsza. Niestety, w sektorze publicznym zmiany tego rodzaju wprowadzane są poprzez przymus administracyjny. W polskich realiach za początek takiego podejścia można uznać wyniki kontroli NIK z 2016 r. ws. dostosowania stron internetowych do potrzeb osób z niepełnosprawnościami.

Wytykając nieprawidłowości – np. niewystarczający kontrast między tłem a tekstem czy też niedostępność materiałów multimedialnych – NIK wskazała na zapóźnienia i przypomniała, że obowiązek dostosowania dotyczy wszystkich podmiotów wykonujących zadania publiczne. W konsekwencji zaczęto odnotowywać skromne postępy. Szybko okazało się, że problemy z transparentnością treści w sieci i dostępem do materiałów nie dotyczą jedynie osób z niepełnosprawnościami i zmiany takie należy wprowadzać dla wszystkich bez wyjątku. Naturalnie sądy przyjazne użytkownikowi to nie tylko ich strony w internecie. By zasłużyć sobie na to miano, potrzebne jest całe spektrum zmian.

Treść dostępna jest dla naszych prenumeratorów!

Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach e-prenumeraty Rzeczpospolitej. Korzystaj z nieograniczonego dostępu i czytaj swoje ulubione treści w serwisie rp.pl i e-wydaniu.

Samorząd
Krzyże znikną z warszawskich urzędów. Trzaskowski podpisał zarządzenie
Prawo pracy
Od piątku zmiana przepisów. Pracujesz na komputerze? Oto, co powinieneś dostać
Praca, Emerytury i renty
Babciowe przyjęte przez Sejm. Komu przysługuje?
Spadki i darowizny
Ten testament wywołuje najwięcej sporów. Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok
Sądy i trybunały
Sędzia WSA ujawnia, jaki tak naprawdę dostęp do tajnych danych miał Szmydt