Na wokandzie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego pojawiły się pierwsze protesty wyborcze. Na rozpoznanie każdego przeznaczono minutę, co wywołało oburzenie w internecie. Czy słusznie?
Rzecznik prasowy SN w odpowiedzi na to oburzenie wskazał, że to jedynie kwestia techniczna. Po prostu tak wpisano, choć teoretycznie jest możliwość wpisania kilku spraw na tę samą godzinę. Ale sprawy nie muszą być nawet rozpoznawane w kolejności wokandy. Nie znaczy to też, że sprawa trwa minutę – trwa tyle, ile musi. Pamiętajmy, że takich protestów jest teraz ponad 100. Niech już sędziowie SN w swoim sumieniu rozważą, czy poświęcają każdej sprawie dostateczną ilość czasu.
Czytaj więcej
Ponowne liczenie głosów w niektórych obwodowych komisjach wyborczych nie opóźni procesu rozpatryw...
A ile potrzeba czasu, by rozsądnie taki protest rozpoznać? Co sąd bada?
Bardzo często jest to pozostawienie protestu bez rozpoznania. Dlatego że ludzie nie umieją formułować zarzutów albo są braki formalne. Przykładowo: brak PESEL-u, niezachowanie formy pisemnej czy wniesienie za wcześnie. Nie ma w tym przypadku przedsądu, więc masa protestów będzie pozostawiana bez rozpoznania, bo albo nie ma dowodów, albo zarzuty są nieodpowiednie dla protestu wyborczego. Jeśli zaś są złożone wnioski dowodowe, sprawa się tak szybko nie zakończy. Jeżeli protest jest dobrze napisany, wymagane jest przeprowadzenie postępowania dowodowego. Wówczas sędzia przewodniczący musi wydać odpowiednie zarządzenia, np. o oględzinach akt. Przeprowadza je właściwy miejscowo sąd rejonowy. Najczęściej są to dowody z oględzin kart właśnie. Ja nawet w takich oględzinach uczestniczyłem, ale nie miało to wpływu na wynik.