Ostatnio, coraz częściej, hejt podgryza pracodawców - nierzadko słusznie. Według Weber Shandwick, połowa pracowników zamieszcza posty o swoich pracodawcach na mediach społecznościowych.
Pracownicy piszą o swoich pracodawcach w sieci - pozytywnie, ale także i negatywnie. Internet pozwala bowiem na podzielenie się uwagami, których pracodawca nie chciał usłyszeć w realu. Jest to też sposób na wyładowanie frustracji, podkreślenie swojego niezadowolenia ze współpracy - bo najczęściej Internet jest jedynym miejscem, w którym można to zrobić.
Abelard Giza mówi, że w sumie, każdy z nas jest czasami takim hejterem i wcale nie musi to oznaczać nic złego. Całkiem możliwe też, że hejt w sieci pozwala rozładować negatywne emocje i nie przenosić ich do świata realnego. I jeżeli tylko ma on na celu wyrażenie niezadowolenia lub wyładowanie nagromadzonych emocji, a nie nakręcanie się – to jest to prawda.
Jednak hejt pracowniczy ma duży wpływ na świat realny. Każdy, nawet uzasadniony negatywny komentarz, daje się odczuć na skórze pracodawców. Chociażby z takiego powodu, że według danych przekazanych przez Glassdoor, aż 78 proc. osób aktywnie poszukujących pracy twierdzi, że oceny o pracodawcy i opinie jego pracowników, mają duży wpływ na jego decyzję o chęci nawiązania współpracy z daną firmą.
Obecnie, ludzie chcą pracować w miejscach, w których dobrze traktuje się pracowników. Osoby aktywnie szukające pracy nie ufają jedynie zapewnieniom i deklaracjom wygłaszanym przez firmy. Coraz szczegółowiej przeglądają Internet, aby uzyskać jak najbardziej wiarygodne informacje o przyszłym pracodawcy, a najbardziej ufają byłym i obecnym pracownikom.