Kontrola, decyzja, sprawa karna. Taka była kolejność zdarzeń w czasach, gdy pracowałem w urzędzie skarbowym. Karaliśmy na potęgę, ale dopiero wtedy, gdy wiadomo było, że delikwent ma coś na sumieniu.
To było jednak dawno i ta kolejność już nie obowiązuje. W 2003 r. fiskus dostał przepis o zawieszeniu przedawnienia podatku w razie wszczęcia postępowania o przestępstwo bądź wykroczenie skarbowe. I rzucił się na niego jak wygłodniały wilk. Jak się nie wyrabia z decyzją (przecież ma na to „tylko" niecałe sześć lat) rozpoczyna sprawę karną. I podatnik, z reguły przedsiębiorca, choć nie wiadomo jeszcze czy coś przeskrobał czy nie, może zapomnieć o przedawnieniu. Prawda, że proste?
Skarbówka korzysta z tego sposobu bardzo chętnie. „Prawie połowa spraw karnych skutkujących zawieszeniem przedawnienia podatku jest wszczynana w ostatnim kwartale roku, w którym upływa jego termin". Czy to teza z opisywanego dzisiaj na stronach prawnych raportu? Nie, takie informacje przedstawialiśmy w „Rzeczpospolitej" siedem lat temu. Piętnując zwyczaje skarbówki i postulując uczciwe reguły gry z podatnikami.
Czytaj także: Coraz więcej postępowań na podstawie klauzuli obejścia prawa
Co się zmieniło? Jest jeszcze gorzej. Z danych opracowanych przez autorów aktualnego raportu, kancelarię GWW i Radę Podatkową Lewiatana, wynika, że takich spraw jest jeszcze więcej. A fiskus świadomie i z premedytacją nadużywa prawa. Taka sytuacja jest śmiertelnym zagrożeniem dla autorytetu państwa. Każdy może bowiem zarzucić, że „władza nas oszukuje", a władzy, która oszukuje, nie da się ufać – czytamy w raporcie.