Reklama

Estera Flieger: „Nasi chłopcy”, nasza prowokacja, nasza histeria

Mogła być dyskusja. Jest konkurs na najgłupszy komentarz. Wygrywa Jarosław Kaczyński. Drugie miejsce zajmuje Władysław Kosiniak-Kamysz. Co wcale nie oznacza, że wystawa „Nasi chłopcy” nie podlega krytyce: problemem jest niepotrzebnie prowokacyjny tytuł i kontekst.

Publikacja: 16.07.2025 14:02

Wystawa "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska

Wystawa "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska

Foto: PAP/Adam Warżawa

2017 rok. Doktor Jarosław Szarek, ówczesny prezes Instytutu Pamięci Narodowej, atakuje Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Wytyka, że zdjęcie rotmistrza Witolda Pileckiego jest po pierwsze, za małe, a po drugie, prezentowane „nieopodal prostytutek w obozach koncentracyjnych”. O co chodzi?

Wystawa stała opowiada m.in. historię więźniów obozów koncentracyjnych, w tym kobiet zmuszanych przez Niemców do prostytucji. Do obozowych burdeli trafiały albo oszukane, albo mając nadzieję, że w ten sposób się uratują. Po wojnie nie mówiły o tym, wstydziły się i żyły z traumą. Dla prawicy to niegodne pamięci „prostytutki”, dla badaczy i badaczek – ofiary wojny, dramatyczne życiorysy (w książce „Przemilczane” prześledziła je dr Joanna Ostrowska).

Czytaj więcej

Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja

Prawica pisze historię drukowanymi literami. To źródło klęski polityki pamięci PiS

Jeśli zaś chodzi o rotmistrza Witolda Pileckiego – na wystawie stałej została umieszczona jego obozowa fotografia. Prawica obliczyła jej powierzchnię: 15 cm kwadratowych. Politycy PiS twierdzą wręcz, że bohatera w Muzeum nie było. To jeden z argumentów, którym uzasadniali wejście do instytucji: minister kultury Piotr Gliński usunął z niej prof. Pawła Machcewicza, zastępując go dr. Karolem Nawrockim z gdańskiego oddziału IPN. Nowy dyrektor wprowadził kilkanaście zmian w wystawie stałej: dostawił m.in. duże zdjęcie rotmistrza Witolda Pileckiego. Triumfuje: wprowadza polskich bohaterów – jakby ich tam wcześniej nie było.

Ta historia pokazuje, że prawica pisze historię drukowanymi literami: wszystko musi być duże, a życiorysy oczywiste. Przykładów można mnożyć: historią wykrzyczaną był przecież podręcznik profesora Wojciecha Roszkowskiego. Ten sam mechanizm decyduje zresztą o klęsce polityki historycznej PiS: pisałam już w „Rzeczpospolitej”, że tam, gdzie potrzebne są narzędzia chirurgiczne, prawica rąbie siekierą.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Polityka historyczna. Bolesna lekcja od Niemiec

Jarosław Kaczyński cynicznie łączy Grzegorza Brauna z koalicją rządzącą

Wydarzenia sprzed ośmiu lat rymują się z tymi, które rozgrywają się w Gdańsku teraz. 11 lipca Muzeum Gdańska otworzyło wystawę o mieszkańcach Pomorza Gdańskiego w niemieckiej armii podczas II wojny światowej – „Nasi chłopcy”. 

Zareagował prezydent Andrzej Duda: „Nie ma zgody na relatywizowanie historii. Z oburzeniem przyjmuję informację o wystawie »Nasi chłopcy« w Muzeum Gdańska. Przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako »naszych« to nie tylko fałsz historyczny, to moralna prowokacja, nawet jeśli zdjęcia młodych mężczyzn w mundurach armii Hitlera przedstawiają przymusowo wcielonych do niemieckiego wojska Polaków (…) Takie działania podważają fundamenty naszej tożsamości i godzą w szacunek dla Ofiar. Jako prezydent Rzeczypospolitej stanowczo się temu sprzeciwiam. Kto relatywizuje zbrodnie, ten rozbraja sumienie narodu” – napisał na platformie społecznościowej X.

„Albo ukryta opcja niemiecka, albo Niemcy, którzy udają Polaków, albo durnie po prostu” – o autorach wystawy mówił w rozmowie z Magdaleną Ogórek na antenie wPolsce24.pl Przemysław Czarnek. „Pomyśleć, że minęło dwadzieścia lat, a zdanie: miałem dziadka w Wehrmachcie u niektórych w Polsce budzi dziś dumę” – ocenił Tobiasz Bocheński. Prawica zdążyła już zorganizować w Gdańsku protest.

Najdalej poszedł Jarosław Kaczyński: „Czy to skoordynowana akcja? Najpierw Braun kwestionujący Holokaust i zbrodnie w Auschwitz, a teraz ludzie koalicji 13 grudnia tworzący skandaliczną wystawę »Nasi chłopcy«, która ma podprogowo rozmyć odpowiedzialność za tragedię II wojny światowej, a wręcz przypisać ją Polakom. To uderzenie w polską rację stanu i podważanie oczywistych faktów historycznych! Oburzające jest, że ten proceder legitymizują ludzie sprawujący w Polsce władzę. To wiele mówi…” – wyraził się w serwisie X.

Reklama
Reklama

To więcej niż histeria. Prezes PiS cynicznie połączył Brauna z koalicją rządzącą. Na marginesie: prawica nie zorganizowała protestu w obronie historii pod biurem lidera Korony Konfederacji Polskiej, a Jan Pospieszalski podstawił mu mikrofon.

Widać wyraźnie, że politycy prawicy liczą na polityczny zysk, chcąc płynąć na fali oburzenia, ale to przecież historia części rodzin na Śląsku i Pomorzu. O tym, że dyskusja na temat wystawy biegnie jednak w poprzek podziałów chyba najlepiej świadczy komentarz prof. Jana Żaryna. Związany z PiS historyk i nacjonalista (sic!) na platformie społecznościowej X napisał: „Bardzo wielu Polaków zostało, szczególnie w 1944 r., przymusowo wcielonych do Wehrmachtu. Próbowali często skutecznie dezerterować, by dostać się do PSZ na Zachodzie. To nasi chłopcy, jak np. abp Szczepan Wesoły. Śmierć groziła rodzinie uciekinierów, więc byli to nasi bohaterowie”. Do 2023 roku szef Instytutu Dmowskiego, który wcześniej podarował mu PiS, kontynuował: „Nie bronię wystawy, bo jej nie widziałem i nie znam przesłania. Bronię znanych mi Polaków, którzy przymusowo zostali wciągnięci do Wehrmachtu (…) Losy polskie”.

Inną ilustracją tego, jak nieoczywiste są emocje wokół wystawy, jest wpis Muzeum Powstania Warszawskiego opublikowany w serwisie X: to fotografia kurierów – mają może 11-12 lat – z podpisem „Nasi chłopcy”. A jest to nieoczywiste, bo choć Muzeum stworzył Lech Kaczyński, dziś jest przez prawicę atakowane – znalazło się na politycznym oucie, uznawane przez PiS za zbyt miękkie, liberalne, zdradzieckie, już właściwie „platformerskie”.

Kontekstem dla wystawy „Nasi chłopcy” jest głaz w Berlinie

Z drugiej strony, choć Muzeum Gdańska i Muzeum II Wojny Światowej, które wzięło udział w projekcie, deklarują, że tytuł wystawy nie jest prowokacją, historykom i kuratorom zabrakło wyobraźni. Najpewniej odpowiedzą, sięgając po argument rodzaju „Tytuł jest bez znaczenia. PiS i tak by zareagował”. Być może.

To prawda: muzea mają autonomię, ekspozycja to nie encyklopedia, a ich twórcy nie mogą ulegać emocjonalnym szantażom. Bo czy geografowie mają zmieniać wystawy, dlatego że określony procent populacji wierzy w płaską Ziemię?

Reklama
Reklama

Ale nie pierwszy raz historycy działają bez wyczucia. Zamknięci w wieży z kości słoniowej, niechętni do komunikacji ze społeczeństwem. Rok temu o tej porze wrócił spór o Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku: oświadczenie nowej dyrekcji o anulowaniu zmian wprowadzonych przez Nawrockiego zostało wydane z pozycji racji, w języku niezrozumiałym dla przeciętnego odbiorcy, który nie jest specjalistą w obszarze wystaw narracyjnych, czy szerzej – muzealnictwa.

Z polityką historyczną jest jak z tarasem widokowym na lotnisku w „Misiu”: nieczynna, najbliższa w Berlinie

Inna rzecz: historycy o czytelnych sympatiach politycznych, których umownie opiszę jako liberalnych, są co najmniej niechętni polityce historycznej. Odpowiedzialne za nią instytucje – choć obejmują w nich kolejne stanowiska – uznają za niepotrzebne i postulują przekształcenie ich w ośrodki naukowe, naiwnie zakładając, że Donald Tusk da na to pieniądze. Odmawiają Polsce prawa do prowadzenia polityki historycznej. Uważają nawet, że żadne demokratyczne państwo jej nie uprawia. I definiują jako propagandę. A pojęcie soft power zupełnie się w tym środowisku nie przyjęło. Podczas gdy muzea mają tak autonomię, jak są narzędziem polityki historycznej.

Czytaj więcej

Historycy ukręcili na siebie bicz. Dlaczego Donald Tusk miałby się z nimi liczyć?

Liberałowie historyczni – bo polityczni włączają je do słownika – mają przy tym problem z pojęciami dumy i patriotyzmu oraz przekazem pozytywnym, choć 24 lata temu komunikowali: „I Westerplatte, i Jedwabne”. Trudno mi sobie wyobrazić wystawę „Nasi chłopcy” np. o obrońcach Helu. Usłyszałabym, że to infantylny tytuł, właśnie – prawicowy. I że przecież już tyle o tym było. Tymczasem taką, a nie inną historię zdecydowano się opowiedzieć krótko przed rocznicą września 1939 roku: to jest jakiś wybór i owszem, polityka historyczna.

Reklama
Reklama

Kiedy mówię, że III RP nie honorowała Sprawiedliwych, słyszę, że to chochoł. Ale  pisał o tym w „Rzeczpospolitej” Marek Kozubal pomnik rodzin Kosiorów, Skoczylasów, Kowalskich i Obuchowiczów, których Niemcy zamordowali za pomoc Żydom, został odsłonięty po 30 latach starań.

Donald Tusk zapłaci za katastrofę w Instytucie Pileckiego?

Jest coś jeszcze. Abdykacja rządu Donalda Tuska z polityki historycznej, albo powierzanie przez ministerkę Hannę Wróblewską odpowiedzialnych za nią instytucji w ręce osób, które tego robić nie chcą. I w ten sposób kontekstem dla wystawy „Nasi chłopcy” jest tymczasowy głaz, który w Berlinie ma upamiętniać polskie ofiary niemieckiej okupacji czy kolejne decyzje kierownictwa Instytutu Pileckiego (to np. odwołanie przez prof. Krzysztofa Ruchniewicza konferencji poświęconej zrabowanym przez hitlerowców dziełom sztuki).

Liberałowie najpewniej tkwią w mylnym przekonaniu, że to nie podoba się wyłącznie prawicy. Przeciw zamiarowi zaorania Centrum Lemkina protestuje choćby Szczepan Twardoch, którego nijak nie da się określić pisarzem prawicowym. Już mnie nie zaskakuje to, że na moje teksty o polityce historycznej pozytywnie reagują osoby zajmujące się PR-em: chodzi w końcu o sprawne zarządzanie wizerunkiem – Polski. 

Czytaj więcej

Instytut Pileckiego, czyli czy każda rewolucja musi się kończyć na gruzach?

Na końcu Donald Tusk może za to zapłacić. Choć wydaje się, że w przeciwieństwie do popierających go historyków i polityków w resorcie kultury (obok Wróblewskiej to przecież Piotr Rypson), dziś lepiej rozumie związek pomiędzy opowieścią a rosnącymi aspiracjami społecznymi. Na końcu czegoś brakuje – chęci? 

Reklama
Reklama

Donaldowi Tuskowi brakuje determinacji

Problem ma jeszcze jeden poziom. Przeciwko ekspozycji opowiedział się koalicjant – Władysław Kosiniak-Kamysz. „Wystawa w Muzeum Gdańska »Nasi chłopcy« dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci. Nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach” – napisał na platformie społecznościowej X wicepremier, minister obrony narodowej i lider PSL. Odpowiedziało mu wielu oburzonych internautów: albo dzieląc się rodzinnymi historiami, albo odsyłając do pracy w kierowanym przez niego resorcie. Może ludowcy mają chrapkę na kulturę po rekonstrukcji rządu?

Jak zareaguje Donald Tusk? W zeszłym roku Władysław Kosiniak-Kamysz, podobnie jak PiS, krytykował decyzję o cofnięciu zmian wprowadzanych do wystawy stałej w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku przez Nawrockiego. Donald Tusk wtedy się ugiął, wiedząc, że politycznie usuwanie – dodanego wbrew zasadom obowiązującym na wystawach narracyjnych – portretu Pileckiego politycznie się nie opłaca. Swoją drogą: liberalni historycy protestowali jakby ciszej, kiedy ich ulubiony premier naruszał w ten sposób autonomię kultury. 

To Tusk stworzył (do protokołu: w mojej ocenie bardzo dobre) Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a ono – podarowane mu przez Piotra Glińskiego – stworzyło politycznie Karola Nawrockiego. Podczas gdy w kampanii PiS odwoływał się do zmian, które tam wprowadzał, nie słyszałam, aby premier bronił instytucji. Cytował freak fightera Jacka Murańskiego, ale nie mówił o Muzeum. Chcę przez to pokazać istotną różnicę między PiS a Platformą: Kaczyński w 2019 r. wpisał nawet utrzymanie prawicowego kursu w tej instytucji do programu, podczas gdy Tuskowi brakuje determinacji. Ba, prezes PiS atakował wystawę stałą w 2008 roku – na poziomie koncepcji, obiecując wyborcom jej przejęcie. 

Czytaj więcej

Niemcy to „chory człowiek Europy”. Te same błędy, te same nierozliczone sprawy
Reklama
Reklama

Kiedy prawica wróci do władzy, rozjedzie kulturę buldożerem, wywołując kolejne awantury, niczego przy tym nie osiągając, bo szczytem jej możliwości są „ławeczki Niepodległości”. Trzeci PiS nie będzie raczej PiS-em koncyliacyjnego Roberta Kostro w Muzeum Historii Polski, a Nawrockiego et consortes – alt-rightowej, konfederackiej z ducha partyjnej młodzieży. To jest prawica, która np. atakuje Muzeum Auschwitz, bo jest niby za mało polskie (instytucja musiała niedawno nawet prostować wpis wspomnianego Żaryna na temat historii niemieckiego nazistowskiego obozu). Obawiam się o przyszłość niektórych instytucji. Bezradność Tuska i w tym sensie będzie bardzo kosztowna. 

Zostajemy więc póki co pomiędzy prawicą, która pisze historię drukowanymi literami, a liberałami uciekającymi się do prowokacji, by następnie oburzać się na ciemnotę nierozumiejącą wielkiego artystycznego zamysłu. A z polityką historyczną jest jak z tarasem widokowym na lotnisku w „Misiu”: nieczynna, najbliższa w Berlinie.

2017 rok. Doktor Jarosław Szarek, ówczesny prezes Instytutu Pamięci Narodowej, atakuje Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Wytyka, że zdjęcie rotmistrza Witolda Pileckiego jest po pierwsze, za małe, a po drugie, prezentowane „nieopodal prostytutek w obozach koncentracyjnych”. O co chodzi?

Wystawa stała opowiada m.in. historię więźniów obozów koncentracyjnych, w tym kobiet zmuszanych przez Niemców do prostytucji. Do obozowych burdeli trafiały albo oszukane, albo mając nadzieję, że w ten sposób się uratują. Po wojnie nie mówiły o tym, wstydziły się i żyły z traumą. Dla prawicy to niegodne pamięci „prostytutki”, dla badaczy i badaczek – ofiary wojny, dramatyczne życiorysy (w książce „Przemilczane” prześledziła je dr Joanna Ostrowska).

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja
Opinie polityczno - społeczne
Nadciąga polityczny armagedon: Konfederacja i Razem zastąpią PiS i PO
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Pożytki z Karola Nawrockiego
Opinie polityczno - społeczne
Zostawcie Igę i Sławosza! Politycy powinni trzymać się z dala od ich sukcesów
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: PRL wiecznie żywy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama