„11 minut" Jerzy Skolimowski miał pokazać w Cannes. Jednak nie zdołał skończyć prac w maju. Podobno ledwo też zdążył na Wenecję. Zmieniał ?i poprawiał efekty specjalne do ostatniej chwili, a film do pierwszego pokazu owiany był tajemnicą. Pokaz na Lido to jego światowa premiera.
Duże miasto. Anonimowe, zabiegane. I ludzie. Bardzo różni. Znana aktorka, która właśnie wybiera się do hotelu na spotkanie z hollywoodzkim reżyserem. Jej świeżo poślubiony, obsesyjnie zazdrosny mąż. Sprzedawca hot dogów, były nauczyciel, który pod fartuchem sprzedawcy ukrywa inne zajęcie i swoją ciemną stronę. Zakonnice na wspólnym spacerze. Chłopak, który rozwozi klientom narkotyki. Alpinista myjący okna na dużych wysokościach. Jego żona czy narzeczona szykująca się do wspinaczki. Dziewczyna z psem, niedoszła samobójczyni i podpalaczka. Małolat wmieszany w przestępczy napad. Malarz rysujący piórkiem obrazki miasta. Ekipa pogotowia wezwana do stojącej w pobliżu rudery, gdzie rozgrywa się rodzinny dramat.
Jedni się nie znają, inni ocierają się o siebie na ulicy, jeszcze inni nie zetkną się nigdy. Ale wszystkich połączy wspólny los.
Skolimowski pokazuje 11 minut minut z życia bohaterów. Niewiele o nich wiemy, ale jesteśmy ich ciekawi, tym bardziej że czujemy zbliżającą się katastrofę. Tuż obok hotelu, bardzo nisko, przelatuje samolot. Od 11 września taki widok budzi niepokój. Ale czy uderzy w wieżowiec? Czy tylko przeleci obok? Czy może wydarzy się coś innego?
„11 minut" robi wrażenie. To film o fatum. O przypadku, który może zadecydować o ludzkim losie. Ale też opowieść o kruchości życia. W maju 2012 r. Jerzy Skolimowski stracił syna. Przez lata nie mieli dobrych kontaktów, wtedy je odbudowywali. Ojciec długo nie mógł się po jego śmierci podnieść. „11 minut" jest pisane bólem. To się czuje. Tak jak kryjące się gdzieś za tymi historiami pytanie: jak żyć, skoro jeden dzień, jedna chwila mogą zmienić wszystko?
„Stąpamy po cienkim lodzie. Chodzimy po krawędzi przepaści. Za każdym rogiem czai się nieprzewidywalne, niewyobrażalne. Przyszłość żyje tylko w naszej wyobraźni. Nic nie jest pewne: następny dzień, następna godzina, nawet następna minuta. Wszystko może się skończyć gwałtownie. W najmniej oczekiwany sposób" – napisał reżyser w materiałach prasowych.