Z jednej z najsłabszych walut państw wschodzących złoty stał się w ostatnich tygodniach jedną z najsilniejszych. Za sprawą nowego projektu ustawy o kredytach frankowych aprecjacja polskiej waluty jeszcze przyspieszyła. W czwartek rano za euro było trzeba zapłacić już tylko 4,28 zł, podczas gdy miesiąc wcześniej około 4,45 zł. Ale potencjał do dalszego umacniania złotego zdaniem większości analityków jest ograniczony.
To dopiero początek?
Lipcowa aprecjacja polskiej waluty miała kilka przyczyn. Wynik brytyjskiego referendum zmienił oczekiwania dotyczące polityki pieniężnej głównych banków centralnych. Podwyżki stóp procentowych w USA odsunęły się w czasie, z kolei bardziej prawdopodobne stało się dalsze luzowanie polityki pieniężnej w Europie Zachodniej. To zwiększyło apetyt inwestorów na ryzyko, a więc aktywa z rynków wschodzących. Do tego w połowie lipca agencja ratingowa Fitch, wbrew dominującym oczekiwaniom, nie zdecydowała się na zmianę perspektywy oceny wiarygodności kredytowej Polski ze stabilnej na negatywną.
Większość analityków uważała lipcowe umocnienie złotego za przejściowe. Pod koniec miesiąca 22 zespoły ekonomistów uczestniczące w konkursie prognostycznym „Parkietu" przeciętnie wskazywały, że w sierpniu kurs euro będzie wynosił średnio 4,38 zł. Tak samo miało być w całym III kwartale. Po tym, jak we wtorek Kancelaria Prezydenta przedstawiła nowy projekt ustawy frankowej, część ekonomistów zmieniła zdanie.
„Przy jeszcze luźniejszej polityce pieniężnej banków centralnych złoty ma obecnie szanse znaleźć się w okolicy 4,20 za euro, gdzie znajdował się przed zmianą rządu i ratingu (przez agencję S&P w styczniu – red.)" – napisali ekonomiści mBanku w czwartkowej analizie.
Lato ma swoje prawa
Ekonomiści Pekao spodziewają się jednak raczej stabilizacji kursu euro w przedziale 4,31–4,38 zł. Podobnego zdania są eksperci BZ WBK.