Piotr Patkowski: Musieliśmy ponieść wysokie koszty pandemii, by nie ponosili ich Polacy

Jesteśmy państwem, które nie musi swojej wiarygodności budować na przepisie konstytucyjnym – przekonuje Piotr Patkowski, wiceminister finansów. I przyznaje, że rachunek za walkę z kryzysem jest bardzo wysoki.

Aktualizacja: 08.09.2020 14:36 Publikacja: 07.09.2020 21:00

Piotr Patkowski: Musieliśmy ponieść wysokie koszty pandemii, by nie ponosili ich Polacy

Foto: materiały prasowe

Obejmując tekę wiceministra finansów w tak młodym wieku, w najgorętszym okresie kryzysu, nie obawiał się pan zarzutów o brak odpowiedniego doświadczenia?

Piotr Patkowski: Miałem pełną świadomość, że pojawią się takie wątpliwości i uznałem, że najlepiej mogę obronić się pracą merytoryczną.

Więc nie bolą teraz pana np. różne złośliwe memy i komentarze w internecie?

Wiem, jak działa internet, sam jestem w nim bardzo aktywny. Hipokryzją byłoby, gdyby ten świat zaczął mnie oburzać dopiero, gdy dotyka mnie personalnie.

Czytaj także: 29-letni wiceminister Piotr Patkowski zarobił więcej niż premier

Skąd w ogóle pomysł, by osoba bez doświadczenia w tym sektorze zajmowała się tak newralgicznymi sprawami jak dyscyplina finansów publicznych czy analizy makroekonomiczne?

Tu potrzebne jest pewne sprostowanie, bo już na początku media wtłoczyły mnie w trochę inną rolę, niż rzeczywiście pełnię. Pojawiły się doniesienia, że będę zajmował się budżetem państwa, co nie jest prawdą. Wiele osób utożsamia też dyscyplinę finansów publicznych z dyscypliną budżetową, a to przecież zupełnie coś innego. I trzecia rzecz: ja przyszedłem do resortu finansów, by zajmować się obiegiem legislacyjnym. To jest mój główny zakres działań, w którym jak najbardziej mam doświadczenie. Latem zaś do moich kompetencji rzeczywiście doszedł nadzór nad departamentem makroekonomicznym, jednak trzeba zaznaczyć, że jest to nadzór bardziej formalny niż merytoryczny.

Ale wypowiada się pan w kwestiach merytorycznych, budżetowych, makroekonomicznych...

To efekt pracy zespołowej. Nie przygotowuję osobiście analiz stanu finansów publicznych albo osobiście nie piszę budżetu. Minister ma przede wszystkim rolę koordynacyjną, pilnuje sprawnego przebiegu prac, za który odpowiada resort. Ponadto warto pamiętać, że przy dzisiejszej interdyscyplinarności można być jednocześnie prawnikiem i być bardzo blisko ekonomii. Właśnie tę drogę świadomie od początku wybrałem.

To jak pan odpowie na pojawiające się zarzuty braku przejrzystości w finansach publicznych?

Rozumiem, że chodzi o to, iż część wydatków związanych z walką z kryzysem wziął na siebie Polski Fundusz Rozwoju oraz Fundusz Przeciwdziałania Covid-19 zarządzany przez BGK. Naszym zdaniem nie świadczy to o braku przejrzystości. Przecież te fundusze nie wzięły się znikąd, mają podstawy prawne, od początku jasno komunikowaliśmy, jakie wydatki będą ponosić, to znaczy 100 mld zł w przypadku PFR i 112 mld zł po zmianach w przypadku BGK, i na jakie cele.

Ale wcale nie jest jasne, dlaczego te fundusze zostały w ogóle wypchnięte poza budżet państwa.

Musieliśmy działać szybko i sprawnie, to była pierwsza podstawowa zasada przy uruchamianiu kryzysowych programów pomocowych. Kierownictwa resortu rodziny i pracy czy ZUS-u, instytucji odpowiadających za pomoc dla przedsiębiorców w ramach tarczy antykryzysowej, od początku zwracały uwagę, że są w stanie bardzo szybko działać, ale potrzebują ze strony ministra finansów gwarancji stałego źródła finansowania wydatków. Specjalny fundusz pozwalał na szybkie i elastyczne uruchomienie pomocy.

Czytaj także: Budżet 2021: ponad 82 mld zł deficytu

A nie chodziło o to, by zobowiązania zaciągane przez te fundusze nie zaliczały się do długu publicznego? Tak, by uniknąć ryzyka przekroczenia limitów dla tego długu?

Według unijnej metodologii i tak całość zadłużenia zalicza się do zadłużenia sektora general government (GG), czyli całego sektora finansów publicznych, o czym dyskutowaliśmy z Komisją już w kwietniu, pracując nad aktualizacją programu konwergencji.

Ale w konstytucji mamy limit dla długu publicznego liczonego według polskiej metodologii, a nie unijnej.

Owszem, ale to też pokazuje, że konstytucja z 1997 r. czy ustawa o finansach publicznych pisana później stały się trochę nieadekwatne do rzeczywistości. W latach 90. absolutnie nikt nie był w stanie przewidzieć, co się wydarzy w roku 2010, podczas poprzedniego światowego kryzysu finansowego, który zmienił całkowicie myślenie ekonomiczne. Ani też tego, co będzie się dziać w 2020 r. i kolejnej fali zmian doktryn ekonomii i polityki gospodarczej.

Pana zdaniem warto zmienić limit konstytucyjny wynoszący 60 proc. PKB? W górę czy w dół?

Jeśli byłaby taka decyzja polityczna to tak, moim zdaniem warto zastanowić się nad jego zmianą. Ten zapis w konstytucji wprowadzono w bardzo konkretnym celu – dania większej wiarygodności państwu polskiemu na rynkach zagranicznych, co w latach 90. miało swoje pełne uzasadnienie. Natomiast przez te 23 lata Polska bardzo się zmieniła, także przez pryzmat tego, jak postrzegają nas na zewnątrz. Jesteśmy państwem, które nie musi swojej wiarygodności budować na przepisie konstytucyjnym. Naszą wiarygodność buduje to, że jesteśmy członkiem Wspólnoty europejskiej, że finanse publiczne są stabilne, a nasze PKB urosło wielokrotnie w porównaniu z latami 90., a także, że nasze zadłużenie w relacji do PKB w ostatnich latach spadało. Dziś pożyczamy bardzo duże pieniądze i w żaden sposób tej wiarygodności nie tracimy.

To ile długu zaciągniemy w tym roku?

Szybko licząc, mamy deficyt budżetowy w wysokości nieco ponad 109 mld zł, fundusz BGK 112 mld zł. To razem ok. 220 mld zł. Do tego trzeba doliczyć tarczę PFR, czyli maksymalnie 100 mld zł, choć część przekazanych środków ma charakter zwrotny. Po dodaniu mamy 260 mld zł wydatków z tytułu bezpośredniej i pośredniej walki z Covid-19.

Pana zdaniem to dużo?

Patrząc całościowo, to jest duży deficyt, ale on nie jest groźny dla finansów publicznych. To cena, którą zapłaciliśmy za utrzymanie miejsc pracy i naszej gospodarki w tej pandemii. Oczywiście wolałbym, abyśmy takich wydatków nie musieli ponosić, a świata nie dotknęła pandemia. Ale skoro się pojawiła, to musieliśmy ponieść wszelkiego rodzaju koszty, by nie ponieśli ich Polacy w postaci bezrobocia, masowych upadków przedsiębiorstw, zerwanych fundamentów gospodarki. Jeśli to jest cena, jaką musimy zapłacić za utrzymanie miejsc pracy i możliwość dalszego rozwoju, utrzymania statusu państwa rozwiniętego, to uważamy, że warto ją zapłacić.

Jaka jest strategia resortu, jeśli chodzi o redukcję pandemicznego długu? Będziemy go spłacać, czy też z niego „wyrastać", licząc na to, że gospodarka nam urośnie i w relacji do PKB dług będzie spadał?

Przede wszystkim wyrastanie z długu. Kładziemy duży nacisk na obudowę PKB. Natomiast mówimy o perspektywie drugiej połowy tego dziesięciolecia i osiągnięciu zrównoważonego wyniku w sektorze finansów publicznych.

W ostatnich latach byliśmy blisko tego celu i chciałbym wrócić do takiej sytuacji. W 2021 czy 2022 r. to raczej nierealne, ale gdyby udało się w 2025 czy 2026 r., gdy zapada większość obligacji PFR i BGK, byłoby świetnie. Chcielibyśmy pójść w tym kierunku.

To kiedy powrót do równowagi budżetowej?

W tej chwili nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie.

Dlaczego, skoro 2020 r. wydaje się najtrudniejszy? Dlaczego także w 2021 r. mamy mieć ogromny deficyt powyżej 80 mld zł?

Odpowiedź jest prosta: jeśli chodzi o dochody, cofnęliśmy się o 1,5–2 lata, w 2021 r. będą one na poziomie niewiele wyższym niż w 2019 r. Natomiast wydatki rosną w takim tempie, jakby nic się nie wydarzyło. Teraz naszym zadaniem jest odbudowa wzrostu dochodu do poziomów sprzed pandemii. Ale zabierze nam to trochę więcej czasu niż rok.

A przestrzeń fiskalna na nowe propozycje, w ramach np. kuszenia Polaków w wyborach, by się znalazła?

To nie kuszenie. To programy, które odpowiadają na realne problemy Polaków, pomagają wyrównywać wieloletnie nierówności. Ale jak mówię, obecnie priorytetem resortu finansów jest wspieranie przedsiębiorców, utrzymywanie niskiego bezrobocia, pobudzanie konsumpcji i inwestycji zarówno publicznych, jak i prywatnych.

Piotr Patkowski funkcję wiceministra finansów i głównego rzecznika dyscypliny finansów publicznych objął 16 kwietnia 2020 r. Wcześniej był m.in. wiceprzewodniczącym Rady Polskiego Instytutu Ekonomicznego, doradcą premiera Mateusza Morawieckiego, w latach 2018–2020 dyrektorem departamentu oceny skutków regulacji w kancelarii premiera. Z wykształcenia jest prawnikiem, ma 29 lat.

Obejmując tekę wiceministra finansów w tak młodym wieku, w najgorętszym okresie kryzysu, nie obawiał się pan zarzutów o brak odpowiedniego doświadczenia?

Piotr Patkowski: Miałem pełną świadomość, że pojawią się takie wątpliwości i uznałem, że najlepiej mogę obronić się pracą merytoryczną.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację