Miał rację (wbrew szydercom) minister Antoni Macierewicz, że broń elektromagnetyczna istnieje. Promieniowanie elektromagnetyczne (EM) wpływa na procesy zachodzące w mózgu ludzkim: jak wiadomo, niedobrze mieszkać blisko linii wysokiego napięcia. Ale czy rzeczywiście ktoś wypróbowuje takie moce na Polakach z Dolnego Śląska i Pomorza Zachodniego? Takie eksperymenty wymagałyby ogromnych agregatów, które trudno ukryć.
Co innego broń elektromagnetyczna do zastosowania na wojnie – tu sprawa jest poważniejsza. Od lat testują ją najsilniejsze armie świata. Taka broń stanowi prawdziwy przełom: wyrzucanie pocisków nie wymaga już użycia prochu, lecz prądu elektrycznego, a w działach laserowych pociski w ogóle zostaną wyeliminowane. Do rażenia wroga i jego sprzętu posłuży wiązka energii odpowiedniej mocy.
Po bombach A i H przyszła kolej na bombę E. W latach 60. spostrzeżono, że próby atomowe psuły urządzenia do transmisji satelitarnych, blokowały na pewien czas łączność radiową i zakłócały pracę dalej położonych radiostacji. Okazuje się, że wybuch atomowy i termojądrowy generują uderzeniową falę elektromagnetyczną zdolną do indukowania w napotkanych przewodach, urządzeniach elektrycznych i w ogóle częściach metalowych potężnych prądów niszczących delikatne urządzenia elektroniczne.
Piorunem w komputer
Przykładem takiego zjawiska w przyrodzie jest silne wyładowanie atmosferyczne: jeśli nastąpiło blisko, a nasz komputer nie był odłączony od zasilania, prąd indukowany w sieci może spowodować jego awarię. Szacuje się, że wybuch jądrowy o mocy 100 kt (kiloton) może wytworzyć impuls EM niszczący urządzenia elektroniczne na powierzchni równej połowie obszaru USA.
Gdyby w tym celu trzeba było za każdym razem odpalać bombę A lub H, metoda byłaby mało przydatna, a prawdę rzekłszy – zbyteczna. Powstały jednak uruchamiane wybuchem konwencjonalnym generatory fal EM, które dają impuls o mocy nawet do 40 GW (gigawatów), a więc gigantyczny. Istnieje możliwość precyzyjnego nakierowania go na konkretne obiekty, gdyż emitowana w ten sposób fala ma charakter kierunkowy. Nadto jej częstotliwość jest bardzo wysoka, a długość mała (rzędu milimetrów), jest więc w stanie przenikać przez niewielkie szczeliny i otwory. Zniszczenia będą ogromne: układy półprzewodnikowe w urządzeniach elektronicznych są bowiem odporne na napięcia od kilku do kilkudziesięciu woltów. Przekroczenie tych wartości powoduje ich zniszczenie na skutek przepięć albo przepalenia (efekt termiczny).