Rz: Działania niektórych europejskich organizacji pozarządowych sprawiają wrażenie, jakby auta elektryczne były tuż-tuż...
Mikołaj Woźniak: Przy każdej zmianie technologii ważne jest umiarkowanie. Wszystko, co się wiąże z elektryfikacją napędów i autonomią jazdy, jest właściwym kierunkiem, ale nawet w bogatej Norwegii pojawiają się oznaki przeinwestowania – brakuje pieniędzy na dopłaty dla użytkowników elektrycznych aut. Podobnie jest w Polsce, gdzie nie ma co prawda dopłat, ale władze Warszawy już wycofały się z wpuszczania hybryd na Trakt Królewski. Zrobiło się po prostu zbyt tłoczno i zachęty przestały realizować cele. Rząd deklarował wsparcie dla e-mobilności, ale osoby sprowadzające np. z Niemiec elektryczne pojazdy musiały zapłacić za nie akcyzę. Co prawda najniższą stawkę, ale jednak – chodzi przecież o sam fakt. Dopiero podpisana 6 lutego ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych znosi akcyzę na samochody elektryczne i hybrydy plug-in (PHEV), zwalnia je z opłat za parkowanie oraz zwiększa odpisy amortyzacyjne dla firm. To może stanowić duży impuls do decyzji zakupowych klientów.
A co z hybrydami? Czy to ślepa uliczka?
To raczej alternatywa, pomost pomiędzy pojazdami z silnikami spalinowymi i całkowicie elektrycznymi. Do tych ostatnich należy przygotować całą konieczną infrastrukturę, bo gdzieś trzeba ładować auta elektryczne. W Polsce jest obecnie 300 „ładowarek", a do 2020 roku ma ich być 6,5 tys., co spowoduje spore obciążenie sieci. Specjaliści z naszych stacji serwisowych oceniają, że już teraz nie jest łatwo dostać przydział mocy, a rosnąca popularność ładowarek szybkich, wymagających jej jeszcze więcej, będzie ogromnym wyzwaniem dla sieci dystrybucyjnej. Nawet Norwegowie zastanawiają się, czy nie zbudowali zbyt szybko floty pojazdów elektrycznych.
Kiedy koncern Volkswagena rozpocznie w Polsce sprzedaż e-samochodów?