„Jak będzie wyglądała miłość w przyszłości?" - pyta 32-letni amerykański reżyser, znany twórca kina niezależnego. I opowiada historię świata po przejściach. Ludzie uznali, że wszelkie katastrofy, które doprowadziły do wojen, zbrojnych konfliktów i niemal całkowitej zagłady ludzkości spowodowane były wielkimi ambicjami i namiętnościami. Dlatego stworzyli sterylną rzeczywistość wypraną z uczuć. Jakikolwiek sentyment jest tu uznawany za groźną chorobę i leczony. Przypadki beznadziejne, nie dające się skorygować trafiają na specjalny oddział za kratami, z którego nikt jeszcze nie wrócił. I właśnie w tym sterylnym, białym świecie, gdzie wszyscy są podobni, w redakcji naukowej gazety Atmos spotyka się dwoje młodych ludzi. Oboje są chorzy. I zakochują się w sobie, stając się problemem dla społeczności. Chcąc ratować swoją miłość podejmują trudną decyzję o wyjeździe do tajemniczego, potwornie niebezpiecznego miejsca Peninsula, gdzie jeszcze zachował się kawałek dawnego świata. Ale gdy okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży, historia zamienia się we współczesną wersję „Romea i Julii". Bo zrozpaczony chłopak, myśląc, że ukochana nie żyje poddaje się zabiegowi wyczyszczenia uczuć i pamięci.

— Dla mnie to jest metafora każdego związku — mówi reżyser. — Film o zakochaniu, które potem przechodzi przez różne fazy. A na końcu, kiedy emocje opadną, trzeba pamiętać o namiętności, która ludzi łączyła na początku i dalej budować bliskość na innych podstawach.

„Equals" zamykają miłosną trylogię Doremusa, na którą złożyły się: nagrodzony w Sundance „Like Crazy" (2011) i „Breath In" (2013). W poprzednich filmach reżyser opowiadał o wielkiej namiętności i zdradzie, teraz próbuje widzów przekonać, że nie da się wyprać ludzi z uczuć. Niestety, wszystko tu tonie w pseudofilozoficznej atmosferze, intryga jest przewidywalna, a aktorzy – Kristen Stewart i Nicholas Hoult – choć tworzą piękną parę, nie przekonują. Chemii nie ma mięzy nimi ani za grosz. W efekcie najciekawsze są dekoracje. Doremus kręcił „Equals" w Japonii, w budynkach projektowanych przez Tadao Ando — białych, sterylnych, wykluczających jakikolwiek indywidualizm. Z mieszkaniami nowoczesnymi, identycznymi, urządzonymi według tego samego szablonu. I dopiero ta informacja sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. Ale to już ciarki „pozafilmowe".