Tragedia z 19 kwietnia wywołała szok w Europie. Do tego stopnia, że w ciągu trzech dni przywódcy Unii zebrali się na specjalnym szczycie w Brukseli i przyjęli plan bardziej intensywnego patrolowania wybrzeży Libii oraz zniszczenia statków używanych przez przemytników do przewożenia emigrantów. Polecili także Komisji Europejskiej opracować plan sprawiedliwego podziału uchodźców między wszystkie kraje Unii. Do tej pory ich przytłaczająca większość lądowała w obozach we Włoszech i Grecji.
Gdy pamięć o tragedii rozbitków przysłoniły inne wydarzenia, takie jak kryzys grecki, pierwotne obietnice zostały radykalnie zredukowane. Dopiero w poniedziałek ministrowie spraw wewnętrznych przyjęli w Brukseli skromny plan rozdziału uchodźców obejmujący w ciągu dwóch lat zaledwie 60 tys. osób: 40 tys. tych, którzy już przedostali się do Włoch i Grecji, oraz 20 tys. tych, którzy znajdują się w krajach sąsiadujących z państwami rozdzieranymi wojnami domowymi jak Syria lub cierpiącymi z powodu twardych reżimów dyktatorskich jak Erytrea.
– To były trudne negocjacje, bo Europa stoi wobec największego wyzwania, od kiedy przejęłam urząd kanclerski – przyznaje Angela Merkel.
Decyzje Unii są jednak dalece niewystarczające. Tylko w pierwszej połowie tego roku 137 tys. uchodźców przedostało się do Włoch i Grecji, 83 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Szczególnie trudna jest sytuacja w tym ostatnim kraju, gdzie obozy dla imigrantów zostały zaplanowane na maksimum 2 tys. osób, a pogrążone w kryzysie państwo nie jest w stanie ich rozbudować.
– Przynajmniej milion kolejnych uciekinierów czeka w Libii na przeprawę – ostrzegał już dwa miesiące temu w rozmowie z „Rz" dyrektor unijnej agencji kontroli granic Frontex Fabrice Leggeri.
Do sąsiednich państw uciekły z Syrii 4 mln uchodźców, a wewnątrz kraju schronienia szukało kolejnych siedem milionów.