W czwartek kandydat na prezydenta Ukrainy Wołodymyr Zelenski opublikował oświadczenie, z którego wynika, że jest atakowany odkąd 31 grudnia powiedział o swoich prezydenckich ambicjach. - Spadła na mnie cała lawina obelg i fejków pod moim adresem. Zaczęto grozić mnie, mojej rodzinie i moim dzieciom. Wydano na to miliony dolarów. Ale nic z tego. Dlaczego? Bo wszystko, za co się biorą nasze władze, kończy się fiaskiem - mówi Zelenski.

- Władze przekroczyły już wszystkie granice. Po pierwsze zaczęto podsłuchiwać moje biuro. Po drugie tworzą przeciwko mnie jakąś sprawę karną w sprawie prania pieniędzy. Po trzecie jacyś ludzie próbują na terenie LNR (red. chodzi o samozwańczą Ługańską Republikę Ludową) powiesić moje plakaty wyborcze. Okazuje się, że nasze władze mają sporo przyjaciół wśród terrorystów - dodaje. Według Zelenskiego władze w Kijowie w najbliższym czasie mają ogłosić wszczęcie sprawy karnej.

- Powiedzą, że niby w 2002 roku w obwodzie czernihowskim potrąciłem samochodem człowieka. Ludzie, to już naprawdę przesada - zwrócił się do rządzących faworyt ukraińskich wyborów. Stwierdził, że został uprzedzony przez "normalnych ludzi" pracujących w organach ścigania.

Z opublikowanego w czwartek sondażu kijowskiego centrum Sofia wynika, że ponad 20 proc. Ukraińców chce głosować na Zelenskiego. O miejsce w drugiej turze powalczą też obecny prezydent Petro Poroszenko oraz szefowa Batkiwszczyny Julia Tymoszenko, którzy mają nieco ponad 13 proc. poparcia. W pierwszej piątce faworytów znajduje się też kandydat z prorosyjskiego ugrupowania Za Życia Jurij Bojko i były szef resortu obrony Anatolij Hrycenko. O fotel prezydenta na Ukrainie ubiega się ponad 43 kandydatów, ale kilku już zapowiedziało wycofanie się z wyborów.