Piątkowe kwalifikacje były solidnym wstępem, ale to w sobotę sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich rozpoczął się na dobre.

Podobnie, jak przed rokiem, na początek organizatorzy zaplanowali konkurs drużynowy. W zeszłym sezonie tę rywalizację zdominowali Norwegowie, którzy w każdym z ośmiu konkursów stawali na podium. Wygrywali sześciokrotnie, a ustąpili tylko Niemcom i Polakom. Nowy sezon to zawsze wielka niewiadoma, z formą jeszcze bywa różnie, ale faworytów łatwo było wskazać. O zwycięstwo mieli walczyć Polacy, Niemcy, Norwegowie i Austriacy.

Reszta drużyn miała się bić o wejście do drugiej serii, raczej bez szans na podium chociaż niespodzianki zawsze mogły się zdarzyć. Mogli ją sprawić odradzający się Japończycy czy Szwajcarzy, mający nowego lidera w postaci Kiliana Peiera, a do tego doświadczonego Simona Ammanna.

Konkurs rozgrywano przy sztucznym świetle. Na trybunach zasiadło wielu kibiców, pojawił się też Prezydent RP Andrzej Duda z małżonką. Kibice klaskali i trąbili dla każdego, ale oczywiście ożywiali się za każdym razem, gdy na belce startowej zasiadał polski zawodnik. Przed rozpoczęciem rywalizacji można się było jeszcze obawiać o formę Kamila Stocha, bo w piątek z trudem zakwalifikował się do niedzielnego konkursu indywidualnego, a w sobotę w serii próbnej uzyskał jedynie 104,5 metra (co prawda w obu przypadkach wiatr był mocno niesprzyjający). Im dłużej trwał konkurs, tym obawy się zmniejszały, a kibice mieli więcej okazji do radosnego dmuchania w trąby. Wszyscy zawodnicy Stefana Horngachera spisywali się w sobotę bardzo dobrze. Znów próbował rządzić na skoczni wiatr, który czasami utrudniał skoczkom życie.

Zaczął Piotr Żyła, który w piątek skakał solidnie, a w sobotę – bardzo dobrze. W pierwszej serii uzyskał 126 metrów i dał polskiej drużynę prowadzenie. Potem trzeba było bronić przewagi. Jakub Wolny, najmłodszy z czwórki Polaków, wytrzymał presję. Swoje zrobił Dawid Kubacki, o którego formę było najmniej obaw. Kamil Stoch pokazał, że jest prawdziwym mistrzem. Chociaż sam po piątkowych kwalifikacjach mówił, że jemu też mogą się zdarzać słabsze momenty (ciągle też pracuje nad pozycją najazdową), to w sobotę sobie na taką słabość nie pozwolił, skoczył aż 126,5 metra i zapewnił Polakom prowadzenie po pierwszej serii.

Austriacy i Niemcy też skakali solidnie. Świetnie spisał się zwłaszcza Stephan Leyhe (128,5 metra). Bardzo słabo wypadli Norwegowie, a kiedy za nieprawidłowy kombinezon zdyskwalifikowano Roberta Johanssona, okazało się, że w drugiej serii zabraknie zwycięzców Pucharu Narodów z poprzedniego sezonu. Szanse na dobre miejsce stracili też Japończycy. W pierwszej serii przewrócił się Ryoyu Kobayashi, a w drugiej upadek zaliczył Taku Takeuchi.

W drugiej serii wydawało się, że zwycięstwo Polaków jest już na wyciągnięcie ręki. Świetnie skoczył Żyła (130,5 m), ponownie dobrze spisał się debiutant Wolny. Po jego skoku Polacy mieli nad Niemcami już 19 pkt przewagi. Potem jednak zaczęło wiać. Problemy miał Kubacki, który w drugim skoku uzyskał jedynie 114,5 m i chociaż dostał duży bonus za złe warunki, to świetny skok Leyhe (126 m) sprawił, że Niemcy wyszli na prowadzenie z przewagą 4,1 punktu nad Polakami. O wszystkim miały zadecydować skoki Stocha i Richarda Freitaga.

Stoch usiadł na belce, nie czekał długo, a potem poleciał aż 129 m, a dodatkowo dostał jeszcze 7,1 pkt za niekorzystny wiatr. Wszystko było w rękach Richarda Freitaga, ale lider niemieckiej drużyny uzyskał jedynie 123,5 m. Wylądował daleko przed zieloną linią, pokazującą wynik dający zwycięstwo. Po odpięciu nart uśmiechał się jednak szeroko i pogratulował zwycięzcom. Trzecie miejsce zajęli Austriacy.

Polacy po raz czwarty w historii PŚ wygrali konkurs drużynowy. Dawid Kubacki mówił, że ten wynik jest równie ważny dla nich jak i dla kibiców, a w drugim skoku trochę bujało mu nartami. – Udało mi się całkiem fajnie wejść w konkurs drużynowy. Byłem bardzo spokojny – dodawał przed kamerami TVP Sport Jakub Wolny. Debiutanta poklepał po ramieniu Adam Małysz. Można się było cieszyć.

Trener Stefan Horngacher mówił przed konkursami w Wiśle, że szczyt formy ma przyjść w dalszej części sezonu. Ale już początek jest świetny. Już w niedzielę konkurs indywidualny i Polacy przed nim w serca kibiców wlali wiele optymizmu.