Każdego roku na opieszałe sądy i prokuratury skarży się 17 tys. osób zniecierpliwionych wieloletnim prowadzeniem ich spraw. Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało właśnie zmiany w ustawie o skardze na przewlekłość postępowania. Ma być lepiej i hojniej dla obywateli.
Po zmianach do ustalenia, czy konkretna sprawa toczy się przewlekle czy też nie, brane będzie pod uwagę całe postępowanie: od wszczęcia sprawy (etap prokuratorski) aż do prawomocnego jej zakończenia (etap sądowy). Dziś obydwa etapy liczone są osobno. Często więc obywatel, który nie może się doczekać zakończenia procesu, na tym oddzielnym liczeniu traci.
W projekcie proponuje się też, aby w razie stwierdzenia przez sąd przewlekłości postępowania wysokość orzekanej sumy pieniężnej wynosiła nie mniej niż tysiąc złotych za każdy rok dotychczasowego trwania postępowania. I to niezależnie od tego, czy stwierdzona przewlekłość dotyczy wyłącznie etapu lub poszczególnych etapów postępowania. Patrząc na najnowsze badania sprawności sądownictwa, należy się spodziewać, że skarg będzie coraz więcej.
– Referat sędziego to nie worek bez dna. I nie można udawać, że nic się nie stanie, kiedy wrzucimy do niego kolejne setki spraw – uważa Marcin Ptaszyński, sędzia z Katowic. Potwierdza też, że skarg będzie coraz więcej. Ich liczba rośnie zresztą z roku na rok. Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że coraz częściej ich adresaci nie tylko stwierdzają przewlekłość, ale i decydują się zapłacić za to obywatelom.
W 2009 r. zaledwie 600 zniecierpliwionych petentów dostało pieniądze, w 2014 r. już trzy razy tyle. Budżet wydaje więc coraz większe pieniądze, by zrekompensować obywatelom stracony czas: w 2009 r. wydał na to niewiele ponad 1,7 mln zł, w 2014 r. już ponad 4,8 mln zł, a w 2015 r. ponad 5,2 mln zł.