Wyrok: kopiuj, wklej
Przed dwoma miesiącami media ujawniły przypadek dwóch wyroków, wydanych przez różnych sędziów, z tymi samymi, najwyraźniej skopiowanymi, obszernymi passusami uzasadnienia. Obie sprawy dotyczyły tych samych przedsiębiorców i tej samej inwestycji, a sędzia tego później wydanego wyroku oświadczył, że nie pamięta, czy uzasadnienie sporządził w całości osobiście, czy też korzystał z projektu asystenta. Z kolei biuro prasowe sądu okręgowego wyjaśniało, że być może sędzia został poinformowany o treści wcześniejszego wyroku przez pełnomocników stron.
Sprawa „kopiowania" orzeczeń jest przedmiotem wyjaśnień prokuratury. Tą drugą sprawą cywilną (z przekopiowanym uzasadnieniem) niedługo będzie się zajmował sąd apelacyjny, w którym kwestia ta zapewne będzie istotnym zarzutem. A prokurator zamierza przystąpić do tego procesu.
Proste – jak się wydaje – rozwiązanie, proponuje poseł Piotr Liroy-Marzec, sugerując Ministerstwu Sprawiedliwości rozważenie użycia w sądach aplikacji podobnej do programów antyplagiatowych, blokującej przeklejanie wyroków. Miałoby to uczynić pracę sędziów transparentną i gwarantować samodzielność ich pracy orzeczniczej, a podsądnemu dać realny dostęp do sądu.
Poseł wskazuje, że przypadki kopiowania wyroków albo przekazywanie faktycznego aktu pisania wyroku osobie niebędącej sędzią, można przyrównać do wpuszczenia na salę Sejmu lub Senatu osób bez mandatu posła, którzy mogliby oddawać głos w trakcie procesu legislacyjnego. Takich przypadków do tej pory nie było, jednak były „głosowania na dwie ręce" – nawet w byłej formacji posła Liroya, który dostał się do Sejmu z ramienia Kukiz'15.
Nie ma wątpliwości: obfite kopiowanie uzasadnień podważa standard, że wyrok i uzasadnienie muszą być dziełem sędziego prowadzącego sprawę.