W zasadzie każda z naszych dywizji podejmuje współpracę ze szkołami i z uczelniami, Studenci piszą u nas prace dyplomowe. Mamy też bardzo dobry, wielokrotnie nagradzany program Akademia Wynalazców im. Roberta Boscha. Zachęcamy nim młodzież gimnazjalną – teraz będą to uczniowie szkół podstawowych – do zainteresowania się przedmiotami technicznymi, gdyż tutaj mamy największy deficyt. Ten program tylko w dwóch województwach skupia ok. 7500 młodych ludzi, którym umożliwiamy współpracę z kółkami zainteresowań na uczelniach.
Jeśli miałaby pani podpowiedzieć ludziom odpowiedzialnym w Polsce za edukację pewne rozwiązania systemowe, to co by pani zasugerowała?
Myślę, że największą wadą naszego systemu edukacji jest szerokie otwarcie drzwi na studia przy ustaleniu progu zdawalności matury na 30 proc. A ponieważ nie ma doradztwa zawodowego ani próby zdefiniowania umiejętności młodych ludzi na poziomie szkoły podstawowej, to najbezpieczniejszą ścieżką jest wybór liceum ogólnokształcącego, a potem jakichkolwiek studiów. Polska należy do krajów, gdzie decyzje o wyborze zawodu podejmuje się bardzo późno. Często dopiero na drugich studiach młody człowiek jest w stanie mniej więcej określić, gdzie chciałby pracować. To zbyt późno.
Jakie zmiany pani sugeruje?
Przede wszystkim podwyższenie poziomu zdawalności matury. Nie wiem też, czy nie należałoby przywrócić egzaminów na wyższe uczelnie, gdyż system wyższej edukacji został spauperyzowany i ma rangę dawnej matury. Taki też jest często poziom absolwentów uczelni. Zdecydowanie należy odbudować szkolnictwo zawodowe –między 2005 a 2015 r. zlikwidowano w Polsce 5 tys. szkół zawodowych, które kształciły 900 tys. uczniów. I taki mamy deficyt na rynku. W tej chwili MEN zastanawia się nie nad tym, jak powiększyć liczbę szkół, ale jak zagospodarować te, które mamy. To za mało, gdyż wszystkie branże, z którymi rozmawiamy, odczuwają silny deficyt uczniów. Na przykład w branży budowlanej firmy opóźniają realizację kontraktów, bo nie mają ludzi do pracy.