Wróćmy zatem do sytuacji biegłych, która pozostaje bez zmian. Podczas konferencji zorganizowanej w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości 4 marca padało wielokrotnie pytanie, czy biegły sądowy to zawód czy funkcja.
Biegły jak biegły
Jak sama nazwa wskazuje, biegły sądowy musi się wykazać „biegłością" w danej dziedzinie, a zatem musi lub powinien wykonywać na co dzień określony zawód, określoną profesję, posiadać do tego zawodu/profesji odpowiednie przygotowanie, aby być biegłym w danej dziedzinie i móc w niej autorytatywnie się wypowiadać.
Biegły to osoba dysponująca specjalistyczną wiedzą z określonej dziedziny, mająca sprawdzone kwalifikacje zawodowe i dysponująca odpowiednim doświadczeniem, u której sąd zasięga opinii w wypadkach wymagających wiadomości specjalnych. Aby dostęp do tych biegłych/fachowców był łatwiejszy, w sądach prowadzone są listy biegłych sądowych według poszczególnych specjalności i dyscyplin. Tak być powinno. A jak jest?
W przesłanej do mnie pewien czas temu sprawie sąd, zanim zwrócił się o wydanie opinii, poinformował, iż jedna została już wykonana. Jednak jej wnioski nie są zrozumiałe dla sądu. Innymi słowy, należy, po pierwsze, wykonać badania i złożyć opinię własną, a przy okazji „przełożyć" tę już wykonaną na język dostępny dla sądu. Zaczęłam oczywiście od wykonania badań podstawowych, a na koniec pozostawiłam sobie lekturę pierwszej opinii w sprawie. Już na początku lektury autor opinii z zakresu badań pisma ręcznego zadziwił mnie kategorycznością stwierdzenia, że „prawidłowo zgromadzony materiał porównawczy do badań graficzno-porównawczych, w oparciu o który biegły może wydać naukowo uzasadnioną kategoryczną opinię, powinien być nakreślony w niezbyt [bardzo trafne określenie – przyp. autorki] odległym czasie (...). Przyjmuje się, że zestawia się ze sobą materiały [rękopisy – przyp. autorki], których rozpiętość w czasie wykonania nie przekracza pięciu–siedmiu lat".
Czyli według autora opinii, jeśli podpisałam umowę osiem lat temu, to spokojnie mogę zakwestionować autorstwo mojego podpisu (szczególnie jeśli umowa jest dla mnie niekorzystna), gdyż metodyka badań według autora cytowanej opinii nie pozwoli na ustalenie/wykazanie, że jest to podpis autentyczny (mój podpis), jeśli w zgromadzonym materiale porównawczym nie będzie moich rękopisów sprzed ośmiu lat. Sprawozdanie z badań w przywołanej opinii zatem zaczynało się jak niezła komedia lub horror. Bez podania jakiejkolwiek literatury, oparcia się na jakichkolwiek badaniach biegły podaje, że materiał porównawczy musi pochodzić z okresu pięciu–siedmiu lat od daty wykonania zapisu i basta! W takiej sytuacji mogłoby się okazać, że w trzech czwartych opinii do spraw cywilnych, w których przedmiotem badań jest testament, nie można zająć jednoznacznego stanowiska...