Katarzyna Wójtowicz-Garcarz: Jakie stawki dla biegłych w sądzie? (część 2)

Temat ustawy o biegłych jakby przycichł. Choć przygotowują się do niego prelegenci IV kongresu nauk sądowych, to ze strony ustawodawcy wieje intrygującym spokojem...

Aktualizacja: 14.04.2019 09:52 Publikacja: 14.04.2019 07:37

Katarzyna Wójtowicz-Garcarz: Jakie stawki dla biegłych w sądzie? (część 2)

Foto: AdobeStock

Wróćmy zatem do sytuacji biegłych, która pozostaje bez zmian. Podczas konferencji zorganizowanej w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości 4 marca padało wielokrotnie pytanie, czy biegły sądowy to zawód czy funkcja.

Biegły jak biegły

Jak sama nazwa wskazuje, biegły sądowy musi się wykazać „biegłością" w danej dziedzinie, a zatem musi lub powinien wykonywać na co dzień określony zawód, określoną profesję, posiadać do tego zawodu/profesji odpowiednie przygotowanie, aby być biegłym w danej dziedzinie i móc w niej autorytatywnie się wypowiadać.

Biegły to osoba dysponująca specjalistyczną wiedzą z określonej dziedziny, mająca sprawdzone kwalifikacje zawodowe i dysponująca odpowiednim doświadczeniem, u której sąd zasięga opinii w wypadkach wymagających wiadomości specjalnych. Aby dostęp do tych biegłych/fachowców był łatwiejszy, w sądach prowadzone są listy biegłych sądowych według poszczególnych specjalności i dyscyplin. Tak być powinno. A jak jest?

W przesłanej do mnie pewien czas temu sprawie sąd, zanim zwrócił się o wydanie opinii, poinformował, iż jedna została już wykonana. Jednak jej wnioski nie są zrozumiałe dla sądu. Innymi słowy, należy, po pierwsze, wykonać badania i złożyć opinię własną, a przy okazji „przełożyć" tę już wykonaną na język dostępny dla sądu. Zaczęłam oczywiście od wykonania badań podstawowych, a na koniec pozostawiłam sobie lekturę pierwszej opinii w sprawie. Już na początku lektury autor opinii z zakresu badań pisma ręcznego zadziwił mnie kategorycznością stwierdzenia, że „prawidłowo zgromadzony materiał porównawczy do badań graficzno-porównawczych, w oparciu o który biegły może wydać naukowo uzasadnioną kategoryczną opinię, powinien być nakreślony w niezbyt [bardzo trafne określenie – przyp. autorki] odległym czasie (...). Przyjmuje się, że zestawia się ze sobą materiały [rękopisy – przyp. autorki], których rozpiętość w czasie wykonania nie przekracza pięciu–siedmiu lat".

Czyli według autora opinii, jeśli podpisałam umowę osiem lat temu, to spokojnie mogę zakwestionować autorstwo mojego podpisu (szczególnie jeśli umowa jest dla mnie niekorzystna), gdyż metodyka badań według autora cytowanej opinii nie pozwoli na ustalenie/wykazanie, że jest to podpis autentyczny (mój podpis), jeśli w zgromadzonym materiale porównawczym nie będzie moich rękopisów sprzed ośmiu lat. Sprawozdanie z badań w przywołanej opinii zatem zaczynało się jak niezła komedia lub horror. Bez podania jakiejkolwiek literatury, oparcia się na jakichkolwiek badaniach biegły podaje, że materiał porównawczy musi pochodzić z okresu pięciu–siedmiu lat od daty wykonania zapisu i basta! W takiej sytuacji mogłoby się okazać, że w trzech czwartych opinii do spraw cywilnych, w których przedmiotem badań jest testament, nie można zająć jednoznacznego stanowiska...

Wróćmy jednak do opinii: „(...) aby dokonać kategorycznej oceny wykonawstwa podpisu na umowie z 2001 r., należy przedstawić materiał porównawczy nie starszy niż z 2008 roku. Załączony do badań materiał porównawczy, chociaż został pobrany poprawnie i spełnia część kryteriów jakościowo-ilościowych, dzieli od daty wykonania kwestionowanego podpisu czas ponad jedenaście lat. W całości został zgromadzony w roku 2012. I chociaż na jego podstawie biegły przeprowadził prawdopodobnie całościowe badania graficzno-porównawcze, (...) to wnioskowanie kategoryczne (...) a priori nie będzie możliwe i uzasadnione".

Zrozumieć problem

Wybaczcie mi, szanowni czytelnicy, że cytuję tak obszerne fragmenty autentycznych sprawozdań z badań, ale bez tego nie można zrozumieć istoty sprawy. Oczywiste jest dla mnie, ale mam nadzieję, że i dla znakomitej większości czytelników, że wywody o rzekomej konieczności wykonania materiału porównawczego nie później niż siedem lat od daty wykonania kwestionowanego zapisu to istna bzdura. A dalsze pokrętne tłumaczenie świadczy tylko o całkowitym nieprzygotowaniu warsztatu badawczego biegłego. Sprawozdanie z badań przypomina zlepek różnych sprawozdań z badań, jednak bez zrozumienia i logicznej ciągłości wywodu. Wniosek jest prawdopodobny, czyli z punktu widzenia procedury karnej, przy braku innych przesłanek – mało przydatny, ale... bezpieczny dla biegłego.

Oszczędzę państwu dalszego wywodu sprawozdania, przytoczę jednak fragment wniosków: podpis pod umową „prawdopodobnie nie został nakreślony przez XX. Prawdopodobieństwo mieści się na granicy psychologicznej pewności biegłego". I dalej w tym samym punkcie biegły uzasadnia: „biegły jest przekonany, iż ewentualne zgromadzenie kilku podpisów porównawczych z lat 2001–2008 [kwestionowana umowa została sporządzona w 2001 roku – przyp. autorki] umożliwi wysnucie wniosków kategorycznych nieróżniących się w żadnej mierze od wniosków niniejszego opracowania. Stąd psychologiczna pewność biegłego co do wyników ewentualnych badań dodatkowych, wynikająca z doświadczenia zawodowego".

Niestety na tym nie koniec, biegły postanowił bowiem odnieść się jeszcze do technicznej warstwy dokumentu, chociaż sąd nie sformułował takiego pytania. Na zakończenie uzasadnienia wniosków biegły odniósł się zatem do poprawek i uzupełnień w tekście, których „ewidentnie dokonano w czasie ostatnich dwóch–trzech miesięcy (...) zapisy zostały nakreślone o nieco innym odcieniu czerni. Nie musi to świadczyć, iż wykonane zostały w innym czasie niż pozostałe zapisy pismem ręcznym. Mógł po prostu przestać działać w danej chwili długopis (...)".

Przerażający poziom opinii

Niestety z opiniami tego typu stykam się coraz częściej. Mnogość błędnych wniosków w opiniach przeraża. Za tymi opiniami – powtórzę po raz chyba tysięczny – stoją ludzie, ich losy, konkretne zdarzenia. Wielokrotnie słyszymy podkreślanie, jak wielką „moc sprawczą" mają opinie sądowe. Wprawdzie to sąd jest najwyższym biegłym i decyduje o wyroku, ale przecież wszyscy wiemy, że po to powołuje się biegłego, żeby wyjaśnił kwestie specjalistyczne, mając przecież wiadomości specjalne...

Interwencja państwa jest w tym momencie koniecznością. Nie można dłużej pozwalać na takie uchybienia w wykonywaniu badań, formułowaniu wniosków i opisywanie w sprawozdaniach nieistniejących zdarzeń.

Ledwo uporałam się z ową opinią, pojawiła się kolejna, jeszcze lepsza. W tym przypadku biegły wykazał, że umowa, która była przedmiotem badań, została podpisana przez typowaną osobę dwa lata wcześniej niż data widniejąca na umowie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wywód swój oparł na tym, że w podpisach wyznaczył obecność cech, które pojawiały się i „znikały" w różnym czasie. Mam świadomość, że brzmi to nieprawdopodobnie. Ale i za tą sprawą stoją ludzie, konkretne zdarzenia, w perspektywie konkretny wyrok skazujący lub uniewinnienie.

A oto maleńki wycinek z przywołanej opinii: „nie jest realne stwierdzenie z utrzymującego się wciąż braku (w pismoznawstwie powszechnym i bodaj (...) wartościowej metody badawczej, a stąd poznawczo nieosiągalne (...) – czy umowa XX została wykonana zgodnie z datą widniejącą na niej". I kolejny punkt wniosków: „podpis zaistniał z czasową różnicą względem treści umowy (...) większą niż dwuletnią".

Pomijając już fakt, że wnioski się wzajemnie wykluczają, pomijając stylistykę, bo i ta jest indywidualna dla różnych ludzi, nieprawdopodobne jest, że można pisać takie rzeczy, wiedząc, że będą one miały konkretny wpływ na losy ludzi mających udział w tej sprawie.

Na zakończenie dodam tylko, że opinia ta kosztowała Skarb Państwa 2,5 tys. zł. Najgorsze jest to, że nie doprowadziła do niczego, wprowadzając jeszcze większy zamęt i dezorientując sąd.

Jeden z uczestników konferencji zorganizowanej w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości 4 marca 2019 r. zaproponował, aby płacono za opinie po zakończonej sprawie. Jeśli opinia okaże się nieprzydatna lub, co gorsza, błędna, to nie powinno należeć się wynagrodzenie dla biegłego, który ją sporządził...

A może to jest właśnie rozwiązanie?!

Wróćmy zatem do sytuacji biegłych, która pozostaje bez zmian. Podczas konferencji zorganizowanej w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości 4 marca padało wielokrotnie pytanie, czy biegły sądowy to zawód czy funkcja.

Biegły jak biegły

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP