Uważa pan, że wyborcy nie mają problemu z tym, że stworzyliście rząd i po czterech miesiącach część ministrów odchodzi do Parlamentu Europejskiego? Borys Budka nie ma wielkich dokonań. Bartłomiej Sienkiewicz też – poza odpartyjnieniem mediów – zbyt wiele nie zrobił.
Obaj koledzy dużo zrobili, by zmienić strukturę ministerstwa – mówię o Ministerstwie Aktywów Państwowych – i władze spółek, żeby przeprowadzić audyt. W Polsce często rodzi sensacje to, co jest normą. Normą w demokratycznym świecie jest to, że ktoś jakiś czas sprawuje urząd. Czasem to jest bardzo długo, a czasem to jest bardzo krótko – bo jest inne zapotrzebowanie, zmienia się koncepcja albo po prostu są wybory, jest się popularnym politykiem i bierze się w nich udział. To nic sensacyjnego, że ludzie idą do PE. Apeluję do innych partii politycznych, żeby też wysłali poważnych i doświadczonych polityków do PE. To jest norma – tak się dzieje w Wielkiej Brytanii, Francji czy w Niemczech. Czasami ktoś premierem zostaje na parę dni. To wszystko na świecie już było, w Polsce też. To nie świadczy o czymś nienormalnym. To jest w demokracji norma.