Z pewnością nikt nikogo nie zmuszał do prowadzenia kontroli. Ważne jednak, by duzi pracodawcy zdawali sobie sprawę, że wypłacając zasiłki z FUS dysponują środkami publicznymi, za co zresztą mają prawo do wynagrodzenia. Dlatego poprosiliśmy ich o informację, czy korzystają ze swoich uprawnień do kontroli prawidłowości wykorzystania zwolnień lekarskich, a jeśli tak, to jakie są tego efekty. Proszę tylko popatrzeć na liczby. W ubiegłym roku pracodawcy wypłacili nie tylko finansowane przez nich wynagrodzenia chorobowe na kwotę 6,9 mld zł, ale także świadczenia z funduszu chorobowego FUS na kwotę 14 mld zł. Cały fundusz chorobowy to 21,7 mld zł. Czyli pracodawcy dysponowali dwukrotnie większą kwotą niż ZUS. Tymczasem wyraźne oczekiwanie przedsiębiorców jest takie, że tylko ZUS będzie pilnował, czy pracownicy prawidłowo wykorzystują zwolnienia lekarskie. Ale na ok. 20 mln zwolnień rocznie ZUS jest w stanie kontrolować ok. 3–4 proc. przypadków.
Jednocześnie wspiera też pracodawców, gdy zgłaszają się z prośbą o kontrolę podejrzanego zwolnienia. Prawo nie przyznaje podmiotom specjalnych uprawnień bez powodu. Duzi pracodawcy mają narzędzia kontrolne i nie ma przeszkód, by z tego prawa korzystali. My tylko o tym przypominamy. Prowadzimy też dialog z organizacjami pracodawców, i wydaje mi się, że nasze argumenty zaczynają być nieco lepiej rozumiane.
I jaki był odzew pracodawców na listy?
Pisma wysłaliśmy do 108 tys. płatników zatrudniających powyżej 20 pracowników. Odpowiedziało nam 2 tys. z nich. Z przesłanej informacji wynika, że kontrolą było objętych 5,6 tys. zwolnień lekarskich, z których nieprawidłowości stwierdzono w 30 przypadkach.
Od 1 marca kobiety, które wychowały co najmniej czwórkę dzieci, mogą starać się o specjalne świadczenie. Jak będzie wyglądało przyznawanie tych świadczeń?
Zgodnie z naszymi szacunkami prawo do tego świadczenia już na starcie ma ponad 90 tys. osób, w przeważającej mierze oczywiście kobiet. Obserwując bardzo duże zainteresowanie informacjami o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym u naszych klientów, już 17 lutego, czyli prawie na dwa tygodnie przed terminem, daliśmy możliwość składania wniosków. Do 1 marca ZUS przyjął 8,2 tys. wniosków. Już pierwszego dnia obowiązywania ustawy wydaliśmy kilkadziesiąt decyzji o przyznaniu świadczenia. To dowodzi niezwykłej sprawności Zakładu i po raz kolejny świadczy o naszym profesjonalnym podejściu do kolejnych zadań, które przed są przed nami stawiane, poczynając od reformy obniżającej wiek emerytalny, przez wprowadzenia e-składki, e-zwolnień i e-akt.
W przepisach jednym z warunków przyznania tego świadczenia jest to, że taka osoba nie posiada wystarczających środków utrzymania. Co to oznacza w praktyce?
Niezbędne środki utrzymania to środki zapewniające realizację podstawowych potrzeb życiowych. Postanowiliśmy oprzeć się na naszej wieloletniej praktyce wynikającej z przyznawania tzw. świadczeń w drodze wyjątku. Tam przyjmujemy, że jest to równowartość minimalnej emerytury, czyli od 1 marca 1100 zł. Zresztą współgra to w pewien sposób z założeniami rodzicielskiego świadczenia uzupełniającego. Jeżeli osoba wnioskująca nie uzyskuje dochodu przynajmniej na tym poziomie, spełnia warunek dotyczący sytuacji materialnej. Pamiętajmy, że pełna wypłata świadczenia nastąpi wówczas, gdy uprawniony nie będzie miał prawa do emerytury. W innym przypadku świadczenie będzie stanowiło kwotę wyrównania do minimalnej emerytury.
A ile to będzie kosztowało?
Szacujemy, że w tym roku wypłata rodzicielskich świadczeń uzupełniających będzie kosztowała 800 mln zł. W przyszłym około 1 mld zł, a w kolejnym – 1,4 mld zł.
Przybywa wydatków. Tu 800 mln zł na rodzicielskie świadczenie uzupełniające, na trzynastą emeryturę ponad 9 mld zł. Może cudzoziemcy uratują finanse ZUS?
Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wpłynęło w ubiegłym roku 180 mld zł składek, to 3 mld zł wpłacone za cudzoziemców nie robią takiego wrażenia. W każdym razie system ubezpieczeń społecznych nie patrzy na obywatelstwo. Liczy się wkład do systemu, który następnie uprawnia do świadczeń.
A czy rosnąca liczba cudzoziemców to szansa na polepszenie finansów publicznych, bo teraz zapłacą składki i podatki, czy też zagrożenie, bo w przyszłości trzeba będzie im naliczyć i wypłacić emerytury?
Wzrost liczby cudzoziemców w ubezpieczeniach społecznych, czyli w legalnym zatrudnieniu, to zdecydowanie pożądany trend, który najlepiej jakby się utrzymywał jak najdłużej. W dużej mierze składkujący cudzoziemcy to ludzie w miarę młodzi tj. do 40. roku życia, dla których wypłata świadczeń to jeszcze bardzo odległa perspektywa. Nie widać dziś na horyzoncie zagrożenia związanego ze zwiększeniem transferu świadczeń dla pracujących u nas obcokrajowców. Na razie osoby te więcej wpłacają do naszego systemu, niż z niego otrzymują. Myślę jednak, że istotnym z punktu widzenia systemu ubezpieczeń społecznych jest zwiększenie zatrudnienia Polaków. Niestety nadal jest u nas więcej osób w wieku produkcyjnym, które są nieaktywne zawodowo, niż w innych państwach UE. Widzę tu spore zasoby do wykorzystania.