Na tym etapie już nie. Katalońscy nacjonaliści są gotowi rozmawiać tylko wychodząc od warunków, które sami wyznaczyli. A to nie nazywa się negocjacjami, tylko dyktatem.
Lider pana własnej partii, PSOE, mówi jednak, że możliwy jest kompromis obejmujący nawet zmianę konstytucji...
Owszem, możliwość zmiany konstytucji zapisaliśmy w naszej deklaracji programowej z Granady. Ale powtarzam: to nie może nastąpić pod dyktatem, pod groźbą podważenia przez władze Katalonii już nie tylko ducha, ale i litery podstawowego porządku konstytucyjnego Hiszpanii.
Czy jednak sytuacja, do której doszliśmy, nie jest wynikiem bezwzględnej polityki, jaką wobec Katalonii Mariano Rajoy prowadzi od 2010 r.? Czy to nie pod presją Partii Ludowej Trybunał Konstytucyjny odwołał status autonomii prowincji?
Podzielam krytykę polityki Rajoya wobec Katalonii; to wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2010 r. był punktem wyjścia dla rozwoju ruchu niepodległościowego w Katalonii. Ale dziś to nie jest moment, aby do tego wracać, trzeba oddzielić w polityce rzeczy ważne od tych fundamentalnych. A fundamentalną rzeczą jest to, że katalońscy nacjonaliści łamią prawo, podważają wyrok jednej z podstawowych instytucji w państwie demokratycznym, jaką jest Trybunał Konstytucyjny. Jego wyroki trzeba wypełniać! Oczywiście potem można te wyroki krytykować, spróbować zbudować w parlamencie większość, która zmieni konstytucję. Ale to zupełnie coś innego, niż podważyć porządek demokratyczny państwa. Kiedy byłem liderem hiszpańskiej opozycji, też nie zgadzałem się z ówczesnym premierem w wielu sprawach. Ale gdy przychodziło do obrony podstaw porządku prawnego, walki z terroryzmem, zawsze stawałem po jego stronie. To warunek, abyśmy zachowali demokrację! A w demokracji mniejszość musi być szanowana, ale nie może narzucać większości swojej woli. A to właśnie próbuje zrobić Carles Puigdemont!
Jak w tej sytuacji mają się zachować urzędnicy w Katalonii, którzy podlegają władzom autonomicznym? W Barcelonie oczekuje się, że pomogą zorganizować referendum...