Gwiazdowski: Ręce państwa precz od rynku

Zdaniem Adama Smitha w myśl systemu naturalnej wolności, panujący ma spełniać jedynie trzy obowiązki.

Aktualizacja: 26.05.2016 17:27 Publikacja: 25.05.2016 13:58

Gwiazdowski: Ręce państwa precz od rynku

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

"(...) Jest to, po pierwsze, obowiązek ochrony społeczeństwa przed gwałtem lub inwazją ze strony innych niezależnych społeczeństw. Po drugie, jest to obowiązek jak najdalej idącej obrony każdego członka społeczeństwa przed niesprawiedliwością i uciskiem ze strony wszystkich innych członków społeczeństwa, czyli obowiązek ustanowienia i ścisłego przestrzegania wymiaru sprawiedliwości. Wreszcie, po trzecie, obowiązek ustanowienia i utrzymania pewnych urządzeń publicznych i publicznych instytucji, których ustanowienie i utrzymanie nie może nigdy leżeć w interesie jednostki lub niewielkiej liczby jednostek, a to dlatego, że dochód z nich nie pokryje nigdy kosztów".

Niestety, jak głosi najsłynniejsze prawo Murphy'ego, „jak coś może pójść źle, to na pewno pójdzie". No i poszło. Państwo uzurpowało sobie coraz więcej praw. Tymczasem „każdy przyrost władzy rządu dla jakichkolwiek celów – pisał Milton Friedman, komentując rozważania Smitha – zwiększa niebezpieczeństwo, że zamiast służyć większości obywateli, stanie się on narzędziem do wykorzystywania jednych przez drugich. Nie chodzi o to, że interwencja państwa nigdy nie jest usprawiedliwiona, ale o to, że ciężar dowodu jej użyteczności spoczywa na wnioskodawcach".

Trzeba więc rozwinąć praktykę badania zarówno korzyści, jak i kosztów proponowanych interwencji rządowych i domagać się wykazania przez wnioskodawców wyraźnej przewagi jednych nad drugimi i to zanim interwencje te zostaną wprowadzone w życie, gdyż jak uczy doświadczenie, „jeśli rząd raz podejmie jakąś działalność, to rzadko z niej rezygnuje".

„Mąż stanu – pisał Smith – który spróbowałby udzielić prywatnym osobom wskazówek, w jaki sposób powinny używać swych kapitałów (...), uzurpowałby sobie władzę, której nie można by bezpiecznie powierzyć nie tylko pojedynczej osobie, ale nawet jakiejś radzie (...); władza ta byłaby szczególnie niebezpieczna w ręku człowieka, który byłby na tyle szalony i zarozumiały, że uważałby siebie za zdolnego do jej wykonywania". Niestety. wielu jest takich.

Jeżeli państwo ma „poprawiać" rynek, to często lokuje ono kapitał niezgodnie z postulatami tegoż rynku, przez co kapitał angażowany jest w produkcję dóbr przez konsumentów niepreferowanych. Przedsiębiorstwa państwowe wymagają więc stałych dotacji, które mogą być uzyskiwane jedynie z podatków. W ten sposób powstaje w gospodarce przeciążenie podatkowe.

Adam Krzyżanowski jeszcze w okresie międzywojennym przedstawił to zjawisko w następujący sposób: „Handlarz papieru płaci podatek na pokrycie niedoboru państwowych zakładów graficznych, a nadto traci część odbiorców, bo państwowe zakłady graficzne sprzedają papier poniżej swoich kosztów, których część przerzucają na owego kupca w formie podatku. Nie tylko nie płacą państwu podatku, ale pozbawiają skarb dochodów. Uszczuplają źródła podatkowe, bo pomniejszają możność opodatkowania przedsiębiorstw prywatnych".

Jak pisał Jean-Baptiste Say, „wysiłki państwa zmierzające do wytwarzania produktów mają inną jeszcze złą stronę – szkodzą przemysłowi osób prywatnych – nie tych, które są w stosunkach z rządem i urządzają się w ten sposób, żeby nic nie stracić, lecz przemysłowi prywatnemu – konkurentowi rządu. Państwo jest rolnikiem, rękodzielnikiem, kupcem, który ma zbyt wiele pieniędzy do swej dyspozycji i który nie jest dość zainteresowany w powodzeniu swych przedsiębiorstw przemysłowych. Może się godzić na sprzedaż swych produktów poniżej ceny kosztu i powtarzać to bez końca, gdyż strata stąd wynikająca nie idzie z kieszeni tego, który kieruje operacją. Może też spożywać, produkować, nagromadzić w krótkim czasie taką ilość produktów, że stosunek ustalony w sposób naturalny między cenami rzeczy będzie gwałtownie zakłócony".

Dodatkowo ingerencja państwa w mechanizmy gospodarcze narusza zasadę nemo iudex in causa sua – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Państwo ustanawia przecież prawo, którego następnie staje się stroną, będąc jednocześnie sędzią w sporach powstających na tle stosunków prawnych, w których samo uczestniczy.

Biorąc te wszystkie oczywistości pod uwagę, nie sposób się nadziwić, skąd w nas tyle wiary w dobrodziejstwo państwowego interwencjonizmu.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

"(...) Jest to, po pierwsze, obowiązek ochrony społeczeństwa przed gwałtem lub inwazją ze strony innych niezależnych społeczeństw. Po drugie, jest to obowiązek jak najdalej idącej obrony każdego członka społeczeństwa przed niesprawiedliwością i uciskiem ze strony wszystkich innych członków społeczeństwa, czyli obowiązek ustanowienia i ścisłego przestrzegania wymiaru sprawiedliwości. Wreszcie, po trzecie, obowiązek ustanowienia i utrzymania pewnych urządzeń publicznych i publicznych instytucji, których ustanowienie i utrzymanie nie może nigdy leżeć w interesie jednostki lub niewielkiej liczby jednostek, a to dlatego, że dochód z nich nie pokryje nigdy kosztów".

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata