W drugiej połowie października, z blisko półrocznym poślizgiem, do pomorskich szkół zawitał gabinet dentystyczny na kółkach, który za pieniądze z budżetu państwa leczy uczniów szkół publicznych. To ostatni z szesnastu dentobusów, jakie ówczesny minister zdrowia oficjalnie odebrał pod koniec grudnia ubiegłego roku.
Dentobusy, czyli mobilne odpowiedniki szkolnych gabinetów stomatologicznych, miały pomóc w walce z sięgającą 90 proc. próchnicą u polskich dzieci. Jak wynika z danych resortu zdrowia, ma ją co drugi trzylatek, a 2 proc. dwunastolatków i co dziesiąty osiemnastolatek nie ma już co najmniej jednego zęba, który musiał zostać wyrwany z powodu próchnicy. Dla porównania, próchnica dotyczy zaledwie kilkunastu procent Skandynawów.
Czytaj także: Nie ma stomatologów chętnych do jeżdżenia w dentobusach
Choć pierwsze dentobusy wjechały na szkolne parkingi już wiosną, przez cztery miesiące udzielono w nich porad zaledwie 6,7 tys. dzieci, co – jak zauważył we wrześniowym liście do posłów wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL) Andrzej Cisło – stanowi zaledwie kroplę w morzu potrzeb. W 2017 r. z porad stomatologicznych finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia skorzystały bowiem 2 miliony pacjentów poniżej 18. roku życia.
Zdaniem ekspertów, mimo dentobusów, również w przyszłym roku nie uda się skutecznie zaplombować zębów polskich dzieci. Zwłaszcza że kwotę, przeznaczaną na leczenie stomatologiczne, zmniejszono w planie Natodowego Funduszu Zdrowia na 2019 r. aż o 50 mln zł w stosunku do tego roku.