Nagrody ufundowane przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS oraz Stowarzyszenie Filmowców Polskich przypadły filmom „Jazz na Kalatówkach czyli wolność improwizowana” Roberta Piotra Kaczmarka oraz „Jonasz w brzuchu Lewiatana” Krzysztofa Wierzbickiego. „Prawdziwa wolność jest tam, gdzie nie ma wolności” - mówi ktoś w filmie Kaczmarka. I właśnie autorzy obu tych obrazów sportretowali ludzi, którzy w czasach siermiężnego socjalizmu potrafili zachować wewnętrzną niezależność. Nie dali się wprząc w reżimową machinę, żyli w zgodzie z własnymi marzeniami. „Jazz to było pragnienie wolności, to był sen o Ameryce, o niepodległości, to był zryw młodego pokolenia” — mówi w filmie Kaczmarka Paweł Brodowski. „Jazz wiódł nas na ku naszym ideałom życia w demokracji, w poszanowaniu dla jednostki. Ku wszystkiemu, czego nie było w socjalizmie” - dodaje Janusz Majewski. Kaczmarek pokazał grupę rozbawionych, barwnych ludzi, którzy chcieli żyć na własnych zasadach, nadążać za światem i nowoczesnością.
Pięknym, barwnym ptakiem był też Jonasz Kofta, współzałożyciel razem z Adamem Kreczmarem i Janem Petrzakiem kabaretu w „Hybrydach”, a potem „Egidy”. Człowiek, który wszystko zamieniał w poezję. Autor nastrojowych piosenek, wspaniałych skeczy kabaretowych i elegii do kraju, który nosi się w sercu: „Póki czas, lepiej otwarcie ze mną pomów / Zanim w złości lepszy numer ci wykręcę / Chyba prawo mam, by w moim własnym domu / Więcej w oczy mi patrzono, mniej na ręce / Wiem na pewno, że ze sobą zostaniemy / Chociaż życie nam układa się nieprosto / Nie możemy rozstać się trzasnąwszy drzwiami / Moja miła, moja droga / Moja Polsko” W filmie Krzysztofa Wierzbickiego są fragmenty występów Kofty, wspomnienia przyjaciół. Ale też wzruszająca rozmowa żony Jonasza Kofty i jego syna Piotra, dzisiaj świetnego krytyka literackiego. Oba te obrazy o ludziach noszących wolność w sobie, w dzisiejszych turbulentnych czasach nabierają niepokojąco współczesnych znaczeń.
I wreszcie ostatnia nagroda przeglądu - Medal im. Grzegorza Dubowskiego, jednego z pomysłodawców festiwalu, przypadł filmowi „Plewiński. Spojrzenia” w reżyserii Katarzyny Kotuli, Pauliny Ibek i Macieja Dźwigaja - portretowi fotografika Wojciecha Plewińskiego, który ze swoim aparatem od lat towarzyszy artystom, pięknym dziewczynom (przed laty jego zdjęcia zdobiły okładki „Przekroju”), twórcom teatru i Krakowowi.
Przegląd filmów o sztuce narodził się przed półwieczem, w 1968 roku, z inicjatywy Władysława Hasiora i dokumentalisty Grzegorza Dubowskiego. Jednak pod koniec lat osiemdziesiątych impraza umarła. Wróciła w Tatry przed rokiem, reaktywowana przez miejscowe Centrum Kultury. I dobrze, bo bardzo pasuje do Zakopanego. Miasta, które przecież tak bardzo kiedyś przyciągało artystów. Dobrze też, że turyści po spacerze w Chochołowskiej, po zjedzeniu na Krupówkach kiełasy z grilla i smażonego oscypka, mogą wstąpić do kina i zanurzyć się w sztukę – malarstwo, muzykę, teatr. Na specjalnych pokazach głośnych, długometrażowych dokumentów - „Księcia i dybuka” Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego, „Maksymiuka. Koncertu na dwoje” Tomasza Drozdowicza czy „Jeszcze dnia życia” Raula de la Fuente i Damiana Nenowa mała sala zakopiańskiego kina pękała w szwach. A przedstawiciel Urzędu Miejskiego na zakończenie imprezy powiedział: „Takie Zakopame mi się podoba”. Przyznaję, że mnie też. Wierzę, że także przegląd filmów o sztuce z roku na rok będzie stawał się imprezą coraz ważniejszą i ciekawszą.