Odpowiada pan za sprawy europejskie w MSZ. Czy członkostwo w UE jest nadal celem Turcji?
Każdego dnia mam kontakty z różnymi środowiskami, studentami, przedstawicielami organizacji pozarządowych, rolnikami, pracownikami naukowymi. 79 procent chce, by Turcja stała się członkiem Unii. Gdy pytam, czy Turcja wejdzie do UE, gdy spełni kryteria i poprawi wizerunek, wierzy w to 59 proc. Natomiast gdy zadaję pytanie: czy nas przyjmą, 70 proc. mówi, że Europa nie traktuje nas sprawiedliwie. Turcy chcą członkostwa, ale mają coraz mniejsze nadzieje i coraz mniejsze zaufanie do Europy.
Turcy chcą, ale czy partia rządząca jest nadal zainteresowana?
Oczywiście. Mimo zmniejszenia liczby resortów z 25 do 16, byłe ministerstwo ds. europejskich zachowało autonomię. Rząd jest oddany sprawie procesu akcesyjnego, ale w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z wielkimi problemami: próbą zamachu stanu przez siatkę terrorystyczną Fethullaha Gülena FETÖ, rosnącą liczbę ataków PKK/PYD/YPG (organizacji kurdyjskich – red.), zamachami terrorystycznymi ISIS. Do tego dochodzi wojna w Syrii, zdestabilizowany Irak, sankcje na Iran, mamy też Rosję, dosyć agresywną w regionie. Turcja musiała się skupiać na problemach bezpieczeństwa bardziej niż na reformach. Ale proces reform odżywa. Jesteśmy w czasie normalizacji po zamachu stanu 15 lipca 2016 r. Nie jest łatwo. Wasz kraj wiele wycierpiał, zanim wstąpił do UE, potrzebne były drastyczne reformy uderzające w ludzi. Turcja ma tyle problemów, ale niestety nasi przyjaciele w UE nie pomagają, mają bardzo zawężone podejście. Turcy chcą być w UE i nie chodzi im tylko o swobodę podróżowania i więcej handlu, ale także o wyższe standardy demokracji, praworządność i większy szacunek dla praw człowieka. O przynależność do współczesnych standardów cywilizacyjnych.
Jeżeli chodzi o te standardy, to spytam o to, co mi bliskie zawodowo. Turcja jest wśród liderów, jeżeli chodzi o liczbę dziennikarzy siedzących w więzieniu.