Ustawa o planowaniu przestrzennym jeszcze w tym roku na Radzie Ministrów

– Chaos i rozproszona zabudowa to jest to, z czym w Polsce nie możemy się od wielu lat uporać – mówi Waldemar Buda.

Publikacja: 07.11.2019 16:11

Ustawa o planowaniu przestrzennym jeszcze w tym roku na Radzie Ministrów

Foto: materiały prasowe

Za panem intensywny czas kampanii wyborczej, spotkania z wyborcami i podróże po Polsce, podczas których mógł pan zobaczyć, jak wyglądają owoce krajowego planowania przestrzennego. Jak ocena polskiej polityki przestrzennej wygląda z perspektywy osoby, która odpowiada za projekt nowej ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym?

Myślę, że nikogo nie zaskoczę, jeżeli powiem, że moja ocena jest dość krytyczna, jeśli chodzi o to, co się dzieje w Polsce – zarówno w miastach, ale też miasteczkach – z punktu widzenia planowania przestrzennego.

Jakie są główne grzechy?

Chaotyczna zabudowa i jej rozproszenie. To jest to, z czym w Polsce nie możemy się od wielu lat uporać. Brakuje strategicznego planowania i to nie tylko z punktu widzenia polityki i gospodarki przestrzennej, ale również z punktu widzenia strategicznego rozwoju gminy. Ponieważ strategiczny plan rozwoju gminy powinien być powiązany z planowaniem przestrzennym. I my chcielibyśmy stworzyć prawo, które każe myśleć o tych wyzwaniach łącznie.

Jakie zatem narzędzia zaproponowane zostały w projekcie ustawy?

Projekt został już częściowo upubliczniony, trafił do prekonsultacji, podczas których zebraliśmy pierwsze opinie. Zostanie trochę zmodyfikowany i doprecyzowany. Myślę, że do końca roku będzie gotowy i skierowany do konsultacji międzyresortowych. A to jest projekt, który przede wszystkim daje narzędzia samorządom do przeciwstawienia się temu, co się aktualnie dzieje. Dzisiaj bowiem obowiązuje taka narracja, że samorządy nie mają narzędzi do tego, żeby blokować niechcianą zabudowę. A więc zabudowę w miejscach, w których jej nie planowały.

A dzieje się tak, ponieważ buduje się głównie na podstawie warunków zabudowy.

Dokładnie. Bywają też przypadki, o których niedawno słyszeliśmy, że niektórzy skrzętnie wykorzystują prawo do wydawania „wuzetek" po to, żeby się prywatnie dorobić. Natomiast najczęściej jest tak, że samorządy nie mają pełnej kontroli nad tym, co się u nich buduje. Wydawanie warunków zabudowy powoduje pełzającą i rozproszoną zabudowę. To natomiast rodzi oczekiwania i ogromne roszczenia inwestycyjne ze strony mieszkańców, którzy wprowadzają się do nowych bloków – na początku często w euforii – i którzy po czasie zauważają, że potrzebna jest droga dojazdowa, oświetlenie czy szkoła albo żłobek.

A dzieje się tak, bo deweloper, od którego kupili mieszkanie, wybrał działkę, której cena była niższa, bo znajdowała się z dala od wszelkich wygód. Taka zabudowa rodzi problemy dla miasta. Ma bowiem obowiązek czy czuje potrzebę realizowania oczekiwań mieszkańców. I to jest błędne koło, które generuje wielomiliardowe wydatki w samorządach. Mamy natomiast sporo terenów zurbanizowanych, dobrze skomunikowanych i tam należy zabudowę koncentrować. Musimy dać narzędzia gminom do tego, żeby przyjmowały spójną strategię swojego rozwoju opartą o planowanie przestrzenne.

Tym podstawowym narzędziem planowania przestrzennego będzie tak zwany plan ogólny.

Tak, plan ten przede wszystkim będzie pozwalał na wskazanie miejsc, które są wykluczone z zabudowy. Tak, żeby miasto uchroniło pewne tereny i mogło je przeznaczyć na inne cele niż na przykład budownictwo mieszkaniowe – choćby na park czy teren zielony. Dzisiaj samorząd nie ma takich narzędzi poza wprowadzeniem planu zagospodarowania, który – jak wiemy – często się uchwala wiele lat. Musimy więc dać narzędzie, które w krótkim czasie pozwoli powiedzieć, tu można się budować, a tu nie. Taki porządek jest nam potrzebny, bo nie ma innego kraju jak Polska, gdzie na podstawie warunków zabudowy – bez żadnej koncepcji, bez zgody z planami samorządu – można próbować budować nawet magazyny czy fabryki. Budowanie na postawie wz fabryki jest przesadą niespotykaną w świecie.

W Niemczech jest absolutny porządek w tym zakresie. Budynki nawet te małe jednorodzinne nie powstają na uboczach, natomiast u nas wielką ambicją jest zbudowanie domu w głuszy, w odległości kilku kilometrów od sąsiada. Oczywiście rozumiem tego rodzaju oczekiwania, ale w większości krajów europejskich jest to po prostu niedopuszczalne. Chciałbym, aby udało się nam znaleźć złoty środek – między potrzebą alienacji oraz możliwościami samorządów finansowania później oczekiwań osób, które w takich ustronnych miejscach chcą mieszkać. Wydaje mi się, że jesteśmy blisko tego złotego środka, doprecyzowujemy szczegóły.

Reasumując, zmiany mają wprowadzić harmonię, ład i racjonalność w gospodarowaniu przestrzenią. Pytanie, jak do tego mają się funkcjonujące również w bardzo bliskiej odległości od centralnych części miast ogródki działkowe? W pana ocenie to racjonalna sytuacja, gdy ktoś w środku miasta ma domek letniskowy?

Byłbym przeciwny usuwaniu tego rodzaju miejsc z miast. Często są to ich zielone płuca i naturalny sposób ograniczenia gęstej zabudowy. Pewnie wszyscy nie chcielibyśmy się obudzić za kilkadziesiąt lat w miejscu, gdzie będzie wieżowiec przy wieżowcu – bez żadnej przerwy i żadnej części zielonej, bo była presja deweloperska na to, żeby mocno zabudowywać grunty.

Gdybyśmy natomiast pozwolili na rozmontowanie ogródków działkowych, to zapewne skończyłoby się to szybkim wykupem ich terenów przez deweloperów.

Ale przecież w planie ogólnym można by było zapisać, że taki teren nadal ma pozostać zielony – bez możliwości zabudowy.

Tak, ale ogródki działkowe swoją funkcję spełniają. Jeżeli oczywiście samorząd będzie chciał je likwidować i w planie zapisze inne przeznaczenie dla terenów, na których się znajdują, to będzie to jego sprawa.

My w ustawie szczególnych narzędzi do tego dawać nie będziemy. Nie jesteśmy przeciwni takim miejscom, bo musi być zachowana pewnego rodzaju równowaga. To pierwsze były ogrody działkowe, a później pojawiła się presja deweloperska. Więc to deweloper musi szukać miejsca niekolizyjnego, a nie odwrotnie.

CV

Waldemar Buda, radca prawny, poseł PiS. W czerwcu powołany został na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju. W resorcie odpowiada m.in. za projekt ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz – jako pełnomocnik rządu do spraw partnerstwa publiczno-prywatnego – za koordynację i wdrażanie projektów realizowanych w trybie PPP. O nowej ustawie o planowaniu przestrzennym mówił w programie #RZECZoNIERUCHOMOSCIACH (całość do obejrzenia pod adresem: www.rp.pl/nieruchomosci/nieruchomosci_TV).

Za panem intensywny czas kampanii wyborczej, spotkania z wyborcami i podróże po Polsce, podczas których mógł pan zobaczyć, jak wyglądają owoce krajowego planowania przestrzennego. Jak ocena polskiej polityki przestrzennej wygląda z perspektywy osoby, która odpowiada za projekt nowej ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym?

Myślę, że nikogo nie zaskoczę, jeżeli powiem, że moja ocena jest dość krytyczna, jeśli chodzi o to, co się dzieje w Polsce – zarówno w miastach, ale też miasteczkach – z punktu widzenia planowania przestrzennego.

Pozostało 92% artykułu
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu