Nasze inwestycje przyniosą wymierne korzyści dla pasażerów, którzy będą mogli cieszyć się coraz wyższym komfortem podróżowania" – to cytat z ubiegłorocznej wypowiedzi prezesa PKP InterCity Marka Chraniuka, będącej komentarzem do realizacji programu „Kolej dużych inwestycji". Powinniśmy być już w przedsionku raju, biorąc pod uwagę, że do 2023 r. m.in. na zakup lub modernizację taboru ma pójść ok. 7 mld zł, a tylko w 2018 r. spółka podpisała umowy warte 2 mld zł, na torach pojawiły się pendolino i „polskie pendolino", czyli Darty z Pesy, nowoczesne konstrukcje Newagu czy Stadlera. Tymczasem mamy do czynienia z kumulacją taborowych problemów, i to głównie dotyczących nowych składów. A na tory trzeba wyciągać stare wagony, choć klientom obiecywano zgoła inne warunki podróży. Pasażerowie są zbulwersowani, bo zamiast usługi premium dostają standard, i to jeszcze z minionej epoki. Co poszło nie tak?

Wydaje się, że zbyt szybko otrąbiliśmy modernizacyjny sukces. Kolej kusiła pasażerów – przyznaję, skutecznie – coraz lepszymi warunkami podróżowania, nie biorąc pod uwagę, że kołdra jest wciąż zbyt krótka: nowoczesnych składów jest jeszcze mało, a dodatkowo – co wyszło dopiero w praniu – część z nich jest niestety zawodna i wymaga poprawek. Zachłysnęliśmy się tą nowoczesnością, wykorzystując ją do zmiany wizerunku kolei, i to może teraz stanąć przewoźnikowi kością w gardle. Ktoś powie, że przecież pociągi jeżdżą, nawet udaje się poprawiać punktualność mimo trwających remontów torów, więc w czym problem? Ale tak to już jest z obietnicami, z których tylko część jest spełniana. Miały być szampan i ostrygi, jest bimber i pasztetowa.

Czytaj także: Intercity ma poważne problemy z pociągami przed świętami

Obecne taborowe problemy – dotykające zresztą nie tylko InterCity, ale i innych przewoźników – może dałoby się jakoś „zagłaskać", gdyby nie coraz bliższe wejście zagranicznej konkurencji na polskie tory. A ta wjedzie nowoczesnymi składami, bo już wie, że Polacy właśnie takich oczekują. Co prawda nie można powiedzieć, że polskie koleje nie zmieniają się na lepsze, ale trzeba też umieć odpowiednio to promować. Na razie może się okazać, że obiecany narodowy luksus przywiozą nam inni.