To była rozmowa spod znaku nie tylko giełdy, ale także epidemiologii. Koronawirus z Wuhan spowodował, że na globalnych rynkach zapanował strach i kapitał zaczął uciekać w kierunku tzw. bezpiecznych przystani. W styczniu zyskiwały bowiem dolar, jen, frank, a także złoto. Ponadto spadały rentowności amerykańskich obligacji skarbowych i zyskiwały akcje spółek z sektorów defensywnych. Czy ten trend się utrzyma? – Pamiętam epidemię SARS. Rynki spadały w jej wyniku przez dwa miesiące, a potem odrobiły te straty w miesiąc. W tym kontekście nie grałbym z trendem na bezpiecznych przystaniach, bo on się może szybko odwrócić. Spodziewam się, że niebawem dostaniemy pozytywne informacje i sytuacja ulegnie dynamicznej zmianie – przekonywał Kozłowski.

Analitycy wciąż z niepokojem obserwują stale przyrastającą liczbę zachorowań i miejsca ich występowania. Eksperci alarmują, że w dłuższym terminie sytuacja mocno odbije się na chińskiej gospodarce, która należy do największych na świecie. Czy skutki mogą być tak silne, że koronawirus okaże się zapalnikiem światowego kryzysu? – Niestety trochę się tego obawiam. Część prasy ekonomicznej sugeruje, że to może być taki „chiński Czarnobyl". Wydaje mi się, że spokojni to będziemy mogli być dopiero, jak ktoś opracuje szczepionkę na tego wirusa. Przyszłość jest bardzo niepewna. Im dłużej to potrwa, tym większe może być spowolnienie chińskiej gospodarki – mówił prof. Borowski.

Jak w tym kontekście wyglądają perspektywy warszawskiej giełdy? Ten rok zaczął się bardzo dobrze dla spółek o małej i średniej kapitalizacji. Inwestorzy zastanawiają się, czy w obliczu epidemii uda się kontynuować pozytywny trend. – Hossa na GPW trwa od października–grudnia 2018 r. Jedyny jej mankament jest taki, że ze względu duży udział spółek Skarbu Państwa i banków jest ona relatywnie słaba na głównych indeksach. Z kolei co do małych spółek, one niejako odrabiają szok po aferze GetBacku, która rykoszetem uderzyła w ten segment. Mają więc duże dyskonto i są atrakcyjnie wyceniane. Czas niestety płynie, a cykliczna hossa trwa mniej więcej dwa lata. To nam daje jeszcze jakieś osiem miesięcy potencjału wzrostowego – uważa Białek.

Cała rozmowa dostępna na: youtube.com/parkiettv