Czy mecenas, którego adwokatura wydaliła z zawodu i którego kasacja poległa przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, musi się pożegnać z palestrą? Czy jednak orzeczenie wydane przez niesąd – bo tak o Izbie Dyscyplinarnej mówi zarówno Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jak i połączone stare izby SN – nie obowiązuje, a prawnik ze zszarganym życiorysem może wciąż chodzić po sądowych korytarzach z adwokacką togą przewieszoną przez ramię? Te pytania przestały być już teoretyczne. Z odpowiedzią na nie będzie się wkrótce musiała zmierzyć stołeczna adwokatura.
Czytaj także:
Stołeczna palestra już bez malwersanta
Duże zamieszanie z adwokackim sądem i pytaniem do TSUE
Najcięższa z kar
Jak informowaliśmy, w ubiegły czwartek Izba Dyscyplinarna rozpoznawała kasację adwokata B.P. Prawnik przywłaszczył sobie 75 tys. zł od klienta pod pretekstem wniesienia kosztów sądowych. Adwokackie piony dyscyplinarne nie miały wątpliwości, że powinien zostać wydalony z zawodu. Tak też się stało. Podobnie uznała Izba Dyscyplinarna rozpoznająca kasację B.P. od orzeczenia Wyższego Sądu Dyscyplinarnego.