Grał u Wajdy, Forda, Kawalerowicza, Morgensterna, Hasa, Kutza i Konwickiego. Ciągle jednak czekał na propozycję na miarę Maćka Chełmickiego z „Popiołu i diamentu”. Kiedyś, spotkawszy Wajdę na lotnisku, rzucił pełne żalu zdanie: „Jeszcze za mną zatęsknisz...”. Reżyser zatęsknił. Z tęsknoty po nim nakręcił „Wszystko na sprzedaż”.
Cybulski bał się upływu czasu, jak jego bohater z filmu „Do widzenia, do jutra”, który krzyczał: „Patrz na sekundnik! Widzisz, jak szybko obraca się ta mała wskazówka?”. Żył intensywnie, wiecznie rozbiegany, zawsze w pośpiechu. Tak jak wtedy, gdy 8 stycznia 1967 roku, wskakiwał do pędzącego pociągu i noga ześlizgnęła mu się ze stopnia.
Po jego śmierci francuski krytyk Marcel Martin pisał: „Ta strata jest dla Polaków tym, czym dla Amerykanów była śmierć Jamesa Deana, a dla nas – Gerarda Philipe’a”.
Legenda Cybulskiego przetrwała próbę czasu. Dziś aż trudno zrozumieć, że niegdyś wielu krytyków negowało jego aktorskie rzemiosło, a on, choć zagrał w 35 filmach, miał świadomość, że w którymś momencie rozmienia swój talent na drobne.
Alfred Andrys, przyjaciel aktora, jeden z bohaterów dokumentu Piotra Łazarkiewicza „Jeszcze za mną zatęsknisz”, wspomina: