„Żeglujemy przez morze gówna i zawsze tak było. Ale dawniej pływanie to była przygoda. Teraz biznes. To się nie zmieni”. Te okrutne słowa o PRL i III RP wypowiada Jan Englert w roli ojca Bintera – kapitana granego przez Michała Żurawskiego, który prowadzi nieformalne śledztwo w sprawie katastrofy Heweliusza w 1993 r. Ojciec Bintera to doświadczony marynarz na emeryturze. Wie, co mówi. Jan Englert dostał do zagrania epizod, a stworzył wielką rolę.
„Heweliusz” – czy Polska jest taka?
Ale czy taka jest cała Polska i wszyscy Polacy? – można zadać pytanie po tym, co stwierdza stary Binter. Z pewnością nie. Wiele przecież osiągnęliśmy, ale katastrofy, trzeba stwierdzić sarkastycznie, wychodzą nam perfekcyjnie. Gdy trzeba zadbać o zasady i standardy – bywamy fatalni. I o tym jest „Heweliusz”. Teoretycznie retrospekcja największej polskiej morskiej katastrofy III RP, ale każdy, kto obejrzy pięcioodcinkowy serial Netfliksa pomyśli sobie również o innych tragediach, także o tej najdotkliwszej: smoleńskiej.
A może przesadzam i katastrofy we wszystkich krajach są takie same? Biorą się z mniejszych lub większych odstępstw od procedur i późniejszych pechowych zbiegów okoliczności lub zwykłej ludzkiej głupoty oraz pychy – tak jak to było na „Titanicu”.
Rzecz w tym, że „Heweliusz” to nie serial o złotych klamkach na ekskluzywnym liniowcu, szarmanckich milionerach belle epoque, ani o ideowej orkiestrze, która gra do końca, ani o kochankach o różnym klasowym rodowodzie – tylko o nas, Polakach z peerelowskich jeszcze blokowisk i rzeczywistości przygnębiającej styczniowej szarówki, a także bazarów, które widać w tle, symbolizujących upadek komuny i narodziny kapitalizmu. Jesteśmy tego świadkami i uczestnikami.