Zaś zasada, żeby mogła być stosowana, też musi być zapisana w kodeksie jako przepis. Tym samym w pewnym sensie nie jest zasadą, czyli ogólną regułą funkcjonowania systemu, lecz tylko jeszcze jednym z przepisów, co najwyżej, w praktyce, o szerszym zakresie regulacji.
Co do zasad wszyscy praw- nicy wiedzą, że istnieje zasad- niczo jedna, opisana w art. 5 kodeksu cywilnego, tudzież w art. 8 kodeksu pracy. Jest to, powiedziałbym, zasada korekcyjna systemu, zgodność z zasadami współżycia społecznego. To zasada tak ogólna, że na końcu nie wiadomo, co ona oznacza. Ten problem jest zresztą zgodny z postulatami formułowania hipotez naukowy – hipoteza zbyt ogólna przestaje być przydatna.
Do tych przepisów powstało najwięcej orzeczeń sądowych. Są ich dosłownie tysiące. Mimo to jakakolwiek próba uogólnienia jest niemożliwa. W gruncie rzeczy zasada ta mówi, że jeżeli stosowanie prawa miałoby przynieść skutek niesprawiedliwy, należy zastosować zasadę ogólną. Żeby nie było, że wtedy nie stosujemy prawa – zasada też jest prawem, ale punktem odniesienia jest tak ogólny byt logiczny, jak sprawiedliwość.
Nie chcę nazywać tego systemu obłudnym w tym sensie, że poszukiwanie pewności i prawa pozytywnego często kończy się tym, że na potrzeby sprawiedliwości trzeba zastosować bardzo ogólną zasadę. Zamiast się na to zżymać, powiem raczej, że zasad nie należy się bać, tylko je prawidłowo opisać. Jeżeli już tak musi być – to należy je zapisać w kodeksach tak, żeby wyglądały jak „prawdziwy" przepis.
Te zasady, mądre, zdrowe i przyzwoite zasady stosowania prawa, pojawiają się w orzecznictwie sądowym, zwłaszcza Sądu Najwyższego. Problem jednak w tym, że w orzecznictwie Sądu Najwyższego pojawia się tak dużo stanowisk o teoretycznie analogicznym charakterze i mocy sprawczej, że czasem trudno ustalić, które z nich są ważniejsze, a które mniej ważne.