Szymon Hołownia przestaje być marszałkiem Sejmu. Czy sprawdził się jako druga osoba w państwie?
Niewątpliwie zyskał dużą popularność wśród zwolenników koalicji w pierwszym okresie jej rządów. Ale jeśli chodzi o jego rezygnację – wydaje się, że powinien to zrobić wcześniej, przed wyborami prezydenckimi, skoro zdecydował się kandydować. Konstytucja Rzeczypospolitej mówi, że to marszałek Sejmu wyznacza termin wyborów prezydenckich, więc można mieć uzasadnione wątpliwości, czy jeden kandydat powinien ten termin wyznaczać innym kandydatom. Wprawdzie chodzi tylko o wybór spośród trzech kolejnych niedziel, ale jednak sprawa ta jest traktowana jako istotna dla kampanii, bo przedłużenie lub skrócenie kampanii o pół miesiąca to nie jest kwestia obojętna, podobnie jak spodziewane wydarzenia, które towarzyszą jej zakończeniu. Na ten konflikt interesów uwagi nie zwrócono, a ja sam nie chciałem tego podnosić wcześniej, bo nie uważam względów formalistycznych za najważniejsze w debacie publicznej. Należy jednak je szanować.
Zostawmy politykę na boku. Co udało się osiągnąć Hołowni jako marszałkowi?
Polityki na boku bym nie zostawiał, bo jako druga osoba w państwie – marszałek Sejmu ma wielką odpowiedzialność polityczną. Nie oczekuję od marszałka apartyjności, ale reprezentacji pojednawczych tendencji we własnym obozie politycznym. Tym bardziej można tego było oczekiwać od marszałka, który stworzył międzypartyjne ugrupowanie pod efektową nazwą Trzeciej Drogi. Niestety, przez długi czas to hasło nie było niczym poparte. Marszałek angażował się we wszystkie, również represyjne, działania obecnej władzy przeciw opozycji. Wtórował i uzasadniał cały program Cela Plus. I niestety, Trzecia Droga okazała się jedynie zapasową drogą autostrady Donalda Tuska.
Czytaj więcej
Trzeba punkt po punkcie realizować sto konkretów. Skoro zostały położone na stole w kampanii 2023...
Czy Hołownia skutecznie popularyzował Sejm i wzbudził zainteresowanie Polaków obradami?
Na pewno, dzięki swoim talentom komunikacyjnym i dziennikarskiemu doświadczeniu, potrafił skupić uwagę opinii publicznej. Niestety, swe zdolności wykorzystał również do namiętnych polemik i bezpośredniej walki z opozycją. Tymczasem powinien był szukać pozycji mediatora, to stanowi część powołania tego urzędu. I gdyby to robił wcześniej – przygotowałby lepiej swoich zwolenników na konieczność rozmów z opozycją po wyborach prezydenckich. A przecież to były naprawdę jego wielkie dni. Marszałek Hołownia przejdzie do historii jako ten, który zapobiegł zamachowi stanu i co więcej – nazwał po imieniu próbę uniemożliwienia objęcia urzędu wybranemu prezydentowi. Szkoda, że nie przygotował na to wcześniej swoich zwolenników, choć fakt, że mimo to potrafił to zrobić, jest rzeczywistym aktem wolności wewnętrznej.
Rotacyjność jest precedensem?
W skali powszechnej na pewno nie, bo mamy uzgodnione rotacje przewodnictwa w Parlamencie Europejskim, mieliśmy uzgodnione rotacje przewodnictwa rządu w Izraelu, wreszcie coraz częściej w partiach politycznych spotykamy uzgodnione współprzewodnictwa. Choć z drugiej strony wszystkie te zjawiska są symptomem kryzysu demokracji liberalnej, a konkretnie – konsensusu politycznego. Ducha demokracji liberalnej najlepiej chyba wyraził Leszek Kołakowski w swym eseju o możliwości konserwatywno-liberalnego socjalizmu. To było założenie, że różne siły polityczne konkurują, ale ogólna zgoda co do zasad i prawo gwarantują, że konkurencja mieści się w przewidywalnej normie, że konflikty polityczne nie mają charakteru egzystencjalnego. Dlatego i ustępstwa były rzeczą łatwiejszą. Dziś widzimy, jak o nie coraz trudniej, jak spór polityczny staje się coraz bardziej dramatyczny. Bo i same wybory ideowe dotykają zasadniczych rozstrzygnięć cywilizacyjnych, a z drugiej strony polaryzacja pozwala politykom coraz bezwstydniej dążyć do samej władzy. Zwolennicy bowiem coraz mniej wymagają od „swoich” i mają coraz mniej względów dla przeciwników ideowych. Coraz częściej więc obserwujemy kwestionowanie wyników wyborów, trudności z uzgodnieniem obsady stanowisk politycznych, bezwzględne wykorzystywanie obstrukcji proceduralnej i paraliżowanie instytucji. I nie jest to kwestia żadnego osławionego „populizmu”, bo są to zjawiska występujące po każdej stronie politycznych sporów.