Ludowcom zależy głównie na wyborcach spoza wielkich miast. A tam kwestia zerwania z wprowadzoną przez PiS w 2018 r. dwukadencyjnością władz samorządowych to temat niezwykle gorący. Może nie w szerokim elektoracie, ale na pewno w kręgach lokalnych elit. I nawet jeśli nie wywodzą się z kręgów ludowców, to taki wist lidera PSL z pewnością jest przez nie świetnie odbierany.
Władysław Kosiniak-Kamysz umie też liczyć. Od wprowadzenia przepisów o dwukadencyjności minęło już siedem lat. Kolejne wybory samorządowe w 2029 r. „wyczyszczą” 61 proc. polskich gmin; ograniczenie kadencji do dwóch wymusi wymianę włodarzy w 1,5 tys. samorządów. Ich fotele stają się więc powoli „gorącymi krzesłami” i każdy, kto zapewni im przedłużenie możliwości działania, staje się ich dobrym sojusznikiem.
Czytaj więcej
Większość ankietowanych w sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” chce, by wójtowie i włodarze miast...
Czy zabetonowanie samorządów to prawda?
Szefowi ludowców dostarcza na dodatek argumentów Unia Miast Polskich. „Teza o zabetonowaniu władzy to mit. W ciągu 18 lat w 87 proc. gmin zmienił się włodarz, a w 2024 r. aż 39 proc. gmin wybrało nowych liderów – najwięcej w całym analizowanym okresie”. Średnio co trzecia gmina wymienia swojego włodarza w każdych kolejnych wyborach – argumentują autorzy stanowiska UPM. Czy to w istocie dowód na „zabetonowanie”?