Reklama
Rozwiń
Reklama

Bogusław Chrabota: Hamlet po polsku – znieść dwukadencyjność czy nie?

To, że Władysław Kosiniak-Kamysz wrzucił na polityczną agendę kwestię zlikwidowania dwukadencyjności w samorządach, jest w pełni zrozumiałe. PSL szuka po prostu nośnych haseł, by odzyskać elektorat.

Publikacja: 29.10.2025 19:40

Władysław Kosiniak-Kamysz wrzucił na polityczną agendę kwestię zlikwidowania dwukadencyjności w samo

Władysław Kosiniak-Kamysz wrzucił na polityczną agendę kwestię zlikwidowania dwukadencyjności w samorządach

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Ludowcom zależy głównie na wyborcach spoza wielkich miast. A tam kwestia zerwania z wprowadzoną przez PiS w 2018 r. dwukadencyjnością władz samorządowych to temat niezwykle gorący. Może nie w szerokim elektoracie, ale na pewno w kręgach lokalnych elit. I nawet jeśli nie wywodzą się z kręgów ludowców, to taki wist lidera PSL z pewnością jest przez nie świetnie odbierany.

Władysław Kosiniak-Kamysz umie też liczyć. Od wprowadzenia przepisów o dwukadencyjności minęło już siedem lat. Kolejne wybory samorządowe w 2029 r. „wyczyszczą” 61 proc. polskich gmin; ograniczenie kadencji do dwóch wymusi wymianę włodarzy w 1,5 tys. samorządów. Ich fotele stają się więc powoli „gorącymi krzesłami” i każdy, kto zapewni im przedłużenie możliwości działania, staje się ich dobrym sojusznikiem.

Czytaj więcej

Sondaż: Koalicja rządząca chce znieść dwukadencyjność w samorządach wbrew własnym wyborcom

Czy zabetonowanie samorządów to prawda?

Szefowi ludowców dostarcza na dodatek argumentów Unia Miast Polskich. „Teza o zabetonowaniu władzy to mit. W ciągu 18 lat w 87 proc. gmin zmienił się włodarz, a w 2024 r. aż 39 proc. gmin wybrało nowych liderów – najwięcej w całym analizowanym okresie”. Średnio co trzecia gmina wymienia swojego włodarza w każdych kolejnych wyborach – argumentują autorzy stanowiska UPM. Czy to w istocie dowód na „zabetonowanie”?

Foto: Paweł Krupecki

Reklama
Reklama

Pojawia się też argument formalno-prawny. Dwukadencyjność to istotne ograniczenie zarówno biernych, jak i czynnych praw wyborczych. Z jednej strony ograniczenie możliwości bycia wybieranym, z drugiej ograniczanie prawa do swobodnego wybierania. To wbrew regułom demokracji, zwłaszcza że na poziomie parlamentarnym nikt o taką regułę nie zabiega. I kwestia ostatnia, o której wspominają samorządowcy. Coraz mniej ludzi udziela się w samorządach. Grono kandydatów do rad zmniejszyło się w ostatnich dekadach czterokrotnie, a przepisy o oświadczeniach majątkowych „wycięły” z aktywności samorządowej wiele zawodów, w tym ludzi biznesu czy lekarzy.

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

Jak walczyć z marazmem w samorządach?

– Dwukadencyjność to ryzyko forsowania marazmu – mówi prezydent Lubina Robert Raczyński. To jedna strona z lekka „tischnerowskiej” prawdy. Bo po drugiej stronie miewamy jednak do czynienia z patologią; to włodarze rządzący zza krat, lokalne sitwy czy zabijanie lokalnej prasy przez samorządowe propagandówki. Tyle tylko, czy utrzymanie dwukadencyjności to zmieni? Można mieć wątpliwości. Za utrzymaniem ograniczeń wypowiada się część NGO-ów, jak choćby Sieć Obywatelska Watchdog, dla której od dawania kolejnej szansy dobrym włodarzom ważniejsza jest walka z klientyzmem, zmiana pokoleniowa i impulsy rozwojowe.

Czytaj więcej

Dwukadencyjność wójtów i burmistrzów niezgodna z konstytucją?

Polityczna większość, przynajmniej po stronie koalicji, skłania się do poparcia szefa PSL. Choć robi to wbrew swoim wyborcom. Z sondażu IBRiS przeprowadzonego dla „Rzeczpospolitej” wynika, że 60 proc. zwolenników partii koalicyjnych jest przeciwko temu pomysłowi.

PiS będzie rzecz jasna bronił swoich rozwiązań. A prezydent? Niespecjalnie wiadomo. Co prawda w kampanii opowiadał się za utrzymaniem dwukadencyjności, ale przecież mógł zmienić zdanie. Tu wszystko zależy od kalkulacji. Czy dojdzie do zmian ustawowych? Pewnie tak. Ale dziś hulać można na całego. Ostatnie słowo i tak należy do Nawrockiego.

Ludowcom zależy głównie na wyborcach spoza wielkich miast. A tam kwestia zerwania z wprowadzoną przez PiS w 2018 r. dwukadencyjnością władz samorządowych to temat niezwykle gorący. Może nie w szerokim elektoracie, ale na pewno w kręgach lokalnych elit. I nawet jeśli nie wywodzą się z kręgów ludowców, to taki wist lidera PSL z pewnością jest przez nie świetnie odbierany.

Władysław Kosiniak-Kamysz umie też liczyć. Od wprowadzenia przepisów o dwukadencyjności minęło już siedem lat. Kolejne wybory samorządowe w 2029 r. „wyczyszczą” 61 proc. polskich gmin; ograniczenie kadencji do dwóch wymusi wymianę włodarzy w 1,5 tys. samorządów. Ich fotele stają się więc powoli „gorącymi krzesłami” i każdy, kto zapewni im przedłużenie możliwości działania, staje się ich dobrym sojusznikiem.

/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Stefan Szczepłek: Polacy zagrają w barażach o mundial. Kibole zepsuli święto w Warszawie
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Totalna wojna na górze, czyli Donald Tusk kontra Karol Nawrocki
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Czy prezydent Karol Nawrocki chce wyprowadzić ukraiński sztandar?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Najgorsza jesień Jarosława Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Prezydent podniósł na duchu Polaków na Białorusi
Materiał Promocyjny
eSIM w podróży: łatwy dostęp do internetu za granicą, bez opłat roamingowych
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama