Właśnie mija dwulecie rządów koalicji 15 października. Wśród wielu wyborców rozbudziła ona nadzieję na zmianę jakości polskiej polityki i wystartowała z dużym kredytem zaufania. Na skuteczności jej rządzenia od początku ciążyły różnice między koalicjantami. Spajająca ich niechęć do Zjednoczonej Prawicy okazała się niewystarczająca, by te różnice przezwyciężyć. Co przełożyło się na dość nieskuteczne realizowanie przedwyborczych obietnic.
Dlaczego rząd Donalda Tuska nie wprowadził reform?
Przynajmniej na razie trudno nazwać te rządy reformatorskimi. Ale to nie tylko wina ideowych mezaliansów w samej koalicji, ale też podejścia do polityki – poddania się ciągłej ocenie wyborców i kierowania się ich zdaniem. Może oddaje to społecznościowego ducha czasów, w których żyjemy, ale znacząco obniża skuteczność działania. Do reform potrzebna jest odwaga. A tej nie zastąpi ciągłe skupienie na oglądalności, badaniach opinii, szukanie trendów i fal na których można wzbić się wyżej, byleby tylko utrzymać fotel sondażowego lidera. Bo ten fotel służy tylko do siedzenia.
Czytaj więcej
Dwulecie rządu zamyka rozliczenia po przegranych przez Rafała Trzaskowskiego wyborach prezydencki...
Oczywiście, czując własną naiwność, marzyłby mi się rząd-kamikadze. Taki, który reformuje z głową, a później, gdy już rozpocznie tę wyimaginowaną naprawę państwa, odda tę głowę pod wyborczy topór. Najbliżej był tego chyba rząd Jerzego Buzka. I swych odważnych reform nie przetrwał.
Ale przecież tak się nie stanie. Historia się nie powtórzy, bo nie ma prawa. Nie tylko dlatego, że praktycznie każdej władzy zależy przede wszystkim na trwaniu przy władzy. Świat się zmienił, fale globalizacji odebrały rządom sprawczość, narodził się nowy układ sił, internet przyniósł zarówno wiedzę, jak i dezinformację. I, co chyba najważniejsze, polityka, która przecież zawsze była w jakiejś mierze spektaklem, stała się nim permanentnie.