W 1980 r., po podpisaniu Porozumień Sierpniowych, na warszawskim Żoliborzu odbyło się spotkanie dawnych harcerzy zamierzających porozmawiać o reformie Związku Harcerstwa Polskiego. Na miejscu się okazało, że jest tam spora grupa uczestników obu stron słynnego zjazdu łódzkiego ZHP z 1956 r., na którym starła się koncepcja nowego, czerwonego harcerstwa z próbą odrodzenia ZHP pod patronatem Aleksandra Kamińskiego, autora książki „Kamienie na szaniec”.
Jacek Kuroń, widząc mego stryja, Adama i ojca, Tomasza podszedł do nich z otwartymi ramionami, mówiąc: – Tomku, Adamie, jak to miło, że po tylu latach, po przejściu tylu krętych ścieżek, znów się spotykamy.
Stryj odparł na to asertywnie: – Ale myśmy nigdzie nie chodzili.
To poczucie zakorzenienia i trwania było w mojej rodzinie zadziwiające, zważywszy że historia rzucała nas po różnych odległych miejscach, od Zameczku w Opoczyńskim, po Oleksiniec na Ukrainie. Było to bowiem zakorzenienie w wartościach i kulturze bardziej niż w miejscach i majątkach. Mój stryjeczny dziad, Tomasz (1893-1984), uczeń Henriego Bergsona, mawiał, że większym zobowiązaniem jest fakt, iż mężczyźni w naszej rodzinie posiadali wyższe wykształcenie nieprzerwanie od XVI w. niż szlachectwo i majątki, niezbyt zresztą duże.