Grającą rolę tytułową Monikę Niemczyk reżyserzy lubią obsadzać w rolach kobiet wyzwolonych, wzbudzających męskie namiętności. Taka jest również jako Strinbergowska Julia. Wybujały egocentryzm tej postaci i jej poczucie władczości aktorka łączy z inteligencją i wrażliwością. Czasem ma się wrażenie, że ta Julia boi się mężczyzn, bo kiedyś musiała być przez nich mocno zraniona. A jednocześnie mimo dawnych ran chce dać sobie kolejną szansę, by przeżyć coś niezwykłego. Pokazuje wyraźnie, że stać ją na tę determinację, nawet jeśli byłaby to droga ku zatraceniu.

Ciekawie poradził sobie z postacią Lokaja Jan Peszek. Jego Jean z jednej strony decyduje się na stabilny układ z rozsądną i pełną godności Krystyną (Alicja Bienicewicz). Z drugiej jednak ma się wrażenie, że perspektywa takiej stabilizacji wyraźnie go nudzi. Że owoc zakazany, jakim może być nawet krótkotrwały i skazany na niepowodzenie romans z Julią, bardzo go ekscytuje. Spektakl Rudolfa Zioły ogląda się w skupieniu, jak wciągającą psychodramę.