Wzmianki o próbach „ożywiania" człowieka pojawiają się m.in. w historii starożytnego Egiptu. W mitologii również. Sama Izyda, egipska bogini płodności, wdmuchiwała przecież powietrze do ust swojego męża. Jako czynność ratującą życie zalecali usta-usta egipscy lekarze, z tym najsłynniejszym – jednym z pierwszych znanych z imienia medyków egipskich – Imhotepem na czele.
W starożytnym Egipcie stosowano nawet tracheotomię – otwieranie przedniej ściany tchawicy i wprowadzanie do niej rurki ułatwiającej dostęp tlenu do płuc chorego. Zabieg uwieczniono nawet na egipskich reliefach. Stosowali go zresztą także starożytni Grecy i Rzymianie, oraz – nieco później, bo w średniowieczu – lekarze arabscy. Jednak sam termin tracheotomia powstał dopiero w XVIII wieku.
W biblijnych Księgach Królewskich pierwszej pomocy udzielają prorocy Elizeusz i Eliasz, choć ci akurat stosują metodę usta-usta, której kliniczną skuteczność również udowodniono dopiero kilka stuleci później – 3 grudnia 1732 r. w Alloa, w Szkocji.
To właśnie wtedy miejscowemu chirurgowi, dzięki zastosowaniu sztucznego oddychania, udało się przywrócić do życia człowieka. Chirurg nazywał się William Tossach, jego pacjent – James Blair – był górnikiem, który na skutek wypadku w kopalni przestał oddychać.
Tossach przypadek Blaira i swoich skutecznych zabiegów opisał samodzielnie, 12 lat później. Fragmenty tej historycznej reanimacji bez problemu znaleźć można nawet dziś w sieci. Chirurg cały zabieg opisuje tak: (...) Kolor skóry jego ciała był naturalny, z wyjątkiem miejsc pokrytych pyłem węglowym; jego oczy były otwarte, a usta szeroko otwarte; jego skóra była zimna; nie było śladu tętna ani w sercu, ani w tętnicach, ani najmniejszego oddechu nie można było zaobserwować: tak, że wyglądał na martwego. Przyłożyłem usta do jego ust i wdmuchałem oddech tak mocno, jak tylko mogłem, (...) wdmuchałem ponownie mój oddech tak mocno, jak tylko mogłem, unosząc w pełni jego klatkę piersiową i natychmiast poczułem sześć lub siedem bardzo szybkich uderzeń serca; (...) a wkrótce potem w tętnicach wyczuwalny był puls. (...) Po około godzinie zaczął ziewać i poruszać powiekami, rękami i stopami; (...) doszedł całkiem dobrze do swoich zmysłów i mógł pić, ale nic nie wiedział o wszystkim, co wydarzyło się po tym, jak leżał u podnóża drabin, aż do chwili, gdy obudził się w domu.