Już starożytni Egipcjanie chcieli ożywić człowieka

Ludzie od zawsze buntowali się przeciwko śmierci. Reanimacji próbowano już w najdawniejszych początkach ludzkości, choć stosowano w niej głównie jedną metodę.

Aktualizacja: 11.01.2021 20:10 Publikacja: 11.01.2021 18:27

Już starożytni Egipcjanie chcieli ożywić człowieka

Foto: AdobeStock

Wzmianki o próbach „ożywiania" człowieka pojawiają się m.in. w historii starożytnego Egiptu. W mitologii również. Sama Izyda, egipska bogini płodności, wdmuchiwała przecież powietrze do ust swojego męża. Jako czynność ratującą życie zalecali usta-usta egipscy lekarze, z tym najsłynniejszym – jednym z pierwszych znanych z imienia medyków egipskich – Imhotepem na czele.

W starożytnym Egipcie stosowano nawet tracheotomię – otwieranie przedniej ściany tchawicy i wprowadzanie do niej rurki ułatwiającej dostęp tlenu do płuc chorego. Zabieg uwieczniono nawet na egipskich reliefach. Stosowali go zresztą także starożytni Grecy i Rzymianie, oraz – nieco później, bo w średniowieczu – lekarze arabscy. Jednak sam termin tracheotomia powstał dopiero w XVIII wieku.

W biblijnych Księgach Królewskich pierwszej pomocy udzielają prorocy Elizeusz i Eliasz, choć ci akurat stosują metodę usta-usta, której kliniczną skuteczność również udowodniono dopiero kilka stuleci później – 3 grudnia 1732 r. w Alloa, w Szkocji.

To właśnie wtedy miejscowemu chirurgowi, dzięki zastosowaniu sztucznego oddychania, udało się przywrócić do życia człowieka. Chirurg nazywał się William Tossach, jego pacjent – James Blair – był górnikiem, który na skutek wypadku w kopalni przestał oddychać.

Tossach przypadek Blaira i swoich skutecznych zabiegów opisał samodzielnie, 12 lat później. Fragmenty tej historycznej reanimacji bez problemu znaleźć można nawet dziś w sieci. Chirurg cały zabieg opisuje tak: (...) Kolor skóry jego ciała był naturalny, z wyjątkiem miejsc pokrytych pyłem węglowym; jego oczy były otwarte, a usta szeroko otwarte; jego skóra była zimna; nie było śladu tętna ani w sercu, ani w tętnicach, ani najmniejszego oddechu nie można było zaobserwować: tak, że wyglądał na martwego. Przyłożyłem usta do jego ust i wdmuchałem oddech tak mocno, jak tylko mogłem, (...) wdmuchałem ponownie mój oddech tak mocno, jak tylko mogłem, unosząc w pełni jego klatkę piersiową i natychmiast poczułem sześć lub siedem bardzo szybkich uderzeń serca; (...) a wkrótce potem w tętnicach wyczuwalny był puls. (...) Po około godzinie zaczął ziewać i poruszać powiekami, rękami i stopami; (...) doszedł całkiem dobrze do swoich zmysłów i mógł pić, ale nic nie wiedział o wszystkim, co wydarzyło się po tym, jak leżał u podnóża drabin, aż do chwili, gdy obudził się w domu.

Wspomnienia Tossacha dotyczące wydarzeń z 1732 r. ukazały się niemal dokładnie 12 lat później – w 1744 r. Wcześniej, bo już w 1740 r., o skuteczności reanimacji usta-usta mówiło się na tyle dobrze, że Paryska Akademia Nauk oficjalnie zaleciła ją jako metodę ratowania tonących.

Kolejne stulecie przyniosło już nowe trendy w dziedzinie reanimacji, czyli masaż serca. W połowie XIX wieku powstały dwie metody wykonywania tego zabiegu, które najczęściej stosowano aż do początków XX stulecia. Były to metody Brytyjczyków – Marshalla Halla i Henry'ego Silvestra. Pierwszą zaprezentowano w 1856 r., drugą cztery lata później. I tak metoda Halla polegała na tym, by przed przystąpieniem do resuscytacji obrócić pacjenta na bok. Druga zalecała jasno: unieś ręce pacjenta, aby rozszerzyć klatkę piersiową, a następnie skrzyżuj je na klatce piersiowej, aby wywrzeć ciśnienie wydechowe.

W 1876 r. Rudolph Boehm i Louis Mickwitz – na przykładzie kotów, którym w trakcie tego działania uciskano mostki i żebra – zaprezentowali jeszcze jedną metodę masażu serca. W tym samym czasie zewnętrzny masaż serca wykonywany jednocześnie ze sztuczną wentylacją zaczęto zalecać jako zabieg ratujący życie. Dziś właśnie to określa się mianem resuscytacji krążeniowo-oddechowej, która – jak przekonują współcześni naukowcy – szybko rozpoczęta, trzykrotnie zwiększa prawdopodobieństwo uratowania życia poszkodowanego.

Współczesne metody resuscytacji krążeniowo-oddechowej wciąż są stosunkowo nowe. Pierwsze ich nowoczesne opracowanie, uwzględniające odchylenie głowy, uniesienie żuchwy, oddech i masaż serca, sporządzili James Elam i Peter Safar. Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne opublikowało to zestawienie w 1973 r. i dopiero wtedy cały medyczny świat jednogłośnie przyjął i zaczął stosować je na masową skalę.

Od tamtej pory założenia i metody resuscytacji krążeniowo-oddechowej niewiele się zmieniły. Zmieniło się natomiast podejście do ich stosowania. Dziś powszechnie wiadomo już, że pierwszej pomocy, tak kluczowej czasem dla być albo nie być pacjenta, nie musi udzielać lekarz. Może, a nawet powinien, udzielać jej każdy, kto wie jak to zrobić i znajduje się w miejscu, w którym jest taka potrzeba.

Diagnostyka i terapie
Rak prostaty. Komu jeszcze grozi seryjny zabójca?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Diagnostyka i terapie
Cyfrowe narzędzia w patomorfologii przyspieszają diagnozowanie raka
Diagnostyka i terapie
Depresja lekooporna. Problem dotyczy 30 proc. pacjentów
Diagnostyka i terapie
„Nie za wszystkie leki warto płacić z pieniędzy publicznych”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Diagnostyka i terapie
Blisko kompromisu w sprawie reformy polskiej psychiatrii