Wenecja 2015: To jest dziennikarstwo!

Ten film nie walczy o Złotego Lwa. Został w Wenecji zaprezentowany poza konkursem.

Aktualizacja: 04.09.2015 19:42 Publikacja: 04.09.2015 13:51

Foto: Materiały prasowe

Ale po pokazie „Spotlight" rozległy się długie, gromkie brawa. Dla reżysera Toma McCarthy'ego, dla znakomitych aktorów z Michaelem Keatonem na czele, ale także – a może przede wszystkim – dla dziennikarstwa. Takiego, jakiego dzisiaj już prawie nie ma. Rzetelnego, odpowiedzialnego, odważnego. Takiego, które mogło być „czwartą władzą". Te brawa były również dla ludzi, którzy wykonują wielką robotę śledczą nie po to, żeby sprzedać tysiąc egzemplarzy pisma więcej, tylko po to, żeby ujawniać prawdę i naprawiać świat.

„Spotlight" to film o grupie reporterów z „Boston Globe", którzy w 2002 roku dostali nagrodę Pulitzera za cykl artykułów o pedofilii w Kościele katolickim. Opowieść zaczyna się w momencie, gdy do gazety trafia nowy dyrektor przeniesiony z Miami. I zaraz na pierwszym kolegium redakcyjnym każe dziennikarzom drążyć temat z notatki o księdzu, który w ciągu 30 lat swojej służby molestował seksualnie dziesiątki młodych parafian.

„Nie chcę historii jednostkowych, chcę story o systemie" — powtarza Marty Baron swoim pracownikom. I kilkuosobowy zespół pod kierownictwem starszego, znakomitego reportera Waltera „Robby'ego" Robinsona przez kilka miesięcy 2001 roku zdobywa kolejne informacje: przekopuje się przez wycinki prasowe, wyciąga dokumenty z archiwów, próbuje dotrzeć do księży, rozmawia z adwokatami ofiar, które wcale nie chcą się ujawniać, bo jest przecież presja kościoła i zwyczajny ludzki wstyd.

— Wyrosłem w katolickiej rodzinie i mam szacunek do instytucji Kościoła — mówi reżyser Tom McCarthy. — Ale musiałem zadać pytanie: Jak to było możliwe? Jak ten proceder mógł trwać przez tyle lat i nikt nie powiedział o nim głośno? Tu już nie chodzi tylko o molestowanie seksualne. Także o to, że Kościół przez lata zamiatał ten problem pod dywan.

Dziennikarskie śledztwo ujawniło, że w samym tylko Bostonie praktyki pedofilskie uprawiało ponad 70 księży. Ale ten film nie jest opowieścią o Kościele katolickim. To przede wszystkim wielki hołd złożony prawdziwemu dziennikarstwu. Zespół Spotlight żyje sprawą, którą prowadzi. McCarthy portretuje ludzi pełnych pasji, a jednocześnie odpowiedzialnych za słowo, sprawdzających każdą informację wielokrotnie, potwierdzający każde nazwisko. Ci ludzie chcą ujawnić aferę jako pierwsi, a jednocześnie stale proszą wydawcę o dodatkowy czas, potrzebny im jeszcze do potwierdzenia zarzutów, sprawdzenia wiarygodności informacji. Nocą, gdy spod siedziby Boston Globe będą odjeżdżać kolejne ciężarówki z wydrukowanym na pierwszej stronie tekstem, Robinson będzie siedział w samochodzie i patrzył w napięciu. Następnego dnia przyjdzie do redakcji, która zamieni się w budkę telefoniczną. Będą dzwoniły kolejne ofiary księży. Zburzony zostanie mur milczenia. Przed końcowymi napisami ukaże się lista miejsc, gdzie na całym świecie ujawniono przypadki pedofilii w kościele. Tysiące miast i miejscowości. Wśród nich i ta: „Poznań, Poland".

„Spotlight" ogląda się tak, jak kiedyś „Wszystkich ludzi prezydenta" o aferze Watergate. To film rewelacyjnie zrealizowany, trzymający w napięciu od początku do końca. Każda rozmowa jest tu ważna, każda ma swój dramatyzm. Świetne kreacje tworzą aktorzy: Michael Keaton jako Robby Robinson, zabójczo przystojny Liev Schreiber jako Baron, Mark Rufaflo, Rachel McAdams, Stanley Tucci jako członkowie zespołu Spotlight.

Znakomite kino, zapierające dech w piersiach. Powinno stać się obowiązkową pozycją dla studentów dziennikarstwa. A może i dziennikarzy, którzy ostatnio coraz częściej zapominają, że ten zawód to nie gonienie za sensacją tylko służba społeczna. „Czwarta władza".

Barbara Hollender z Wenecji

Ale po pokazie „Spotlight" rozległy się długie, gromkie brawa. Dla reżysera Toma McCarthy'ego, dla znakomitych aktorów z Michaelem Keatonem na czele, ale także – a może przede wszystkim – dla dziennikarstwa. Takiego, jakiego dzisiaj już prawie nie ma. Rzetelnego, odpowiedzialnego, odważnego. Takiego, które mogło być „czwartą władzą". Te brawa były również dla ludzi, którzy wykonują wielką robotę śledczą nie po to, żeby sprzedać tysiąc egzemplarzy pisma więcej, tylko po to, żeby ujawniać prawdę i naprawiać świat.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Była dyrektor Zachęty, Hanna Wróblewska, zastępuje Bartłomieja Sienkiewicza
Kultura
Nowości na Zamku Królewskim w Warszawie. Porcelana, obrazy Matejki i van Loo
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku